Lotnisko Changi – początek naszej podróży
Naszą podróż poślubną rozpoczęliśmy od przylotu do Singapuru. Lotnisko Changi zdecydowanie można uznać za jedno z najlepszych na świecie – nas zachwyciło. Obecnie na singapurskim lotnisku znajdują się cztery terminale, połączone kolejką kursującą co kilka minut. Co więcej, w każdym terminalu czekają na pasażerów różne atrakcje – ogromny wodospad, las tropikalny, ogród z kaktusami bądź słonecznikami, place zabaw dla dzieci. Ponadto znajduje się tam mnóstwo sklepów, restauracji i kawiarni. Każdy znajdzie coś dla siebie. Zdecydowanie można spędzić tam cały dzień.
Singapur to jedno z najmniejszych, najbogatszych i najbardziej rozwiniętych państw na świecie. Również jedno z najczystszych państw – czystość wynika zapewne z licznych nakazów i zakazów, np. zakaz śmiecenia, żucia gumy czy zakaz palenia w wielu miejscach, np. w parkach.
Pierwotnie planowaliśmy spędzić w Singapurze dwa dni, jednakże z uwagi na wybrany przez nas nocleg w Johor Bahru, w przygranicznym mieście po stronie malezyjskiej, szybko zrewidowaliśmy nasze plany.
Nocleg w Johor Bahru – tania alternatywa?
Singapur jest stosunkowo drogim państwem. Dlatego też planując podróż tam, zgodnie z opisami na kilku blogach podróżniczych, zdecydowaliśmy się nie nocować w samym Singapurze, a w Johor Bahru. Marzył nam się nocleg w hotelu z basenem na najwyższym piętrze, więc w takim też się zatrzymaliśmy. Spędziliśmy dwie noce w apartamentowcu SKS Pavillion Residences by Stayrene – 38-piętrowym budynku, z otwartym basenem na 10. piętrze.
Przejście graniczne – nieoczekiwane trudności
Ale od początku. Do Singapuru przylecieliśmy około godziny 17. Autobusem z lotniska pojechaliśmy w kierunku granicy z Malezją. Dojazd zajął nam 1,5 godziny. Następnie musieliśmy wysiąść z autobusu, zabrać ze sobą wszystkie rzeczy i bagaże, dojść pieszo do przejścia granicznego (około 200 m), a następnie przekroczyć granicę, poczekać na nasz autobus, wsiąść do niego, przejechać kawałek do malezyjskiego przejścia granicznego, ponownie opuścić autobus, podejść do przejścia granicznego, przekroczyć granicę i dalej iść pieszo lub skorzystać z komunikacji publicznej, lub Graba (odpowiednika naszego Ubera), aby dostać się do apartamentu. Łącznie spędziliśmy na przejściu ponad godzinę. W pokoju byliśmy o 22 (!). Tego się nie spodziewaliśmy – z opisów w Internecie Johor Bahru wskazywane było jako tania alternatywa dla drogiego Singapuru, a dojazd jest dobry i zajmuje nie więcej niż 1 godzinę.
Zwiedzanie Singapuru
Kolejny dzień rozpoczęliśmy śniadaniem w lokalnej knajpce przydrożnej. Następnie, niezrażeni wczorajszym dojazdem, udaliśmy się z powrotem do Singapuru. I niestety, powtórka z rozrywki – 1,5 godziny spędzone na przejściach i kolejne 1,5 godziny na dojazd autobusem, a następnie metrem do miasta. Do centrum dotarliśmy przed godziną 12. Szybka kawa i zaczynamy zwiedzanie.
Zwiedzanie zaczęliśmy od Chinatown, gdzie odwiedziliśmy Meczet Masjid Jamae, świątynię i muzeum zęba Buddy – Buddha Tooth Relic – 5-piętrowy budynek z ogrodem na dachu oraz hinduską świątynię Sri Mariamman z 1827 roku. Wędrując przez Chinatown, mijaliśmy uliczne stragany z lokalnym jedzeniem i pamiątkami, bary oraz uliczki przyozdobione czerwonymi lampionami.
Późny lunch, a wczesny obiad zjedliśmy w chińskiej dzielnicy w pasażu z kilkudziesięcioma stoiskami z posiłkami z różnych kuchni świata – Lau Pa Sat– klimatycznym miejscem, z przystępnymi cenami i pysznym jedzeniem.
Dalej udaliśmy się w kierunku Marina Bay Sands, czyli kompleksu hotelowo-rozrywkowego, składającego się z trzech wież osiągających wysokość 57 kondygnacji, połączonych ze sobą, tworząc kształt łodzi. Hotel słynie przede wszystkim z odkrytego basenu na 57. piętrze.
Na sam koniec, wisienka na torcie – jedna z największych atrakcji Singapuru Gardens by the Bay, fascynujący kompleks ogrodów z niesamowitą ilością roślin i krzewów, będący przykładem nowoczesnej architektury krajobrazu. Już z daleka widoczne są Supertrees, czyli 20-25 m metalowe konstrukcje w kształcie kwiatów. Zdecydowaliśmy się skorzystać z jednej z atrakcji oferowanych w ogrodach, Skyway, czyli spaceru po moście wiszącym łączącym wieże Supertrees. Niestety, podczas stania w kolejce do spaceru po ogrodach złapał nas deszcz. Most został zamknięty. Dwukrotnie staliśmy w kolejce do windy i dwukrotnie, z uwagi na opady deszczu, zarządzano przerwę w spacerze. Dopiero za trzecim razem, już po zachodzie słońca, udało się nam wjechać na górę – czy było warto? Nie było.
Codziennie o godzinie 20:00 i 21:00 w kompleksie odbywa się około 20-minutowy pokaz/widowisko światła i dźwięków. Całkiem ciekawe doświadczenie.
Powrót do Johor Bahru
Po pokazie czekał nas powrót do Johor Bahru. Kolejne trzy godziny spędzone w drodze. Zmarnowany czas. Wspólnie uznaliśmy, że nie ma sensu spędzania kolejnego dnia na dojeździe do centrum. Rano, po śniadaniu, wygodnym i przestronnym autobusem, z rozkładanymi siedzeniami, udaliśmy się do Malakki, gdzie planowaliśmy spędzić jeden dzień. Podróż trwała około 3 godziny.
Powrót do Singapuru po 4 tygodniach
Ostatni dzień naszej podróży również spędziliśmy w Singapurze. Noc przed wylotem, mądrzejsi o wcześniejsze doświadczenie, zatrzymaliśmy w przyjemnym hostelu Bluewaters Pods przy 38 Hongkong St. w Chinatown. Za cel zwiedzania tym razem obraliśmy dzielnicę Little India oraz Kampong Glam.
Little India to dzielnica hinduska, pełna intensywnych kolorów i zapachów. Spacerowaliśmy wzdłuż straganów, na których można było kupić dosłownie wszystko, od warzyw i owoców, po ciuchy, elektronikę czy garnki. Wstąpiliśmy do jednej z najstarszych świątyń hinduistycznych na świecie – Balaji Hindu Temple in Singapore, gdzie akurat trwały modlitwy, a więc ludzi było sporo.
Kampong Glam to dzielnica arabska, uznawana za najbardziej kulturowo zróżnicowane miejsce w mieście. Punktem centralnym jest Meczet Sułtana. Spacerując uliczkami, można podziwiać budynki ozdobione kolorowymi ornamentami.
Mając na uwadze wysokie ceny w Singapurze, obiad ponownie zjedliśmy w Lau Pa Sat, tym razem wybór padł na kuchnię hinduską – zamówilismy placko-naleśniki podawane z ostrymi sosami, fasolką szparagową oraz ciecierzycą – nie wyglądało, a nie mogliśmy skończyć swoich porcji.
Zmęczeni upałem, wróciliśmy do hostelu, wzięliśmy prysznic i pojechaliśmy na lotnisko.
Podsumowując, Singapur zdecydowanie należy do jednego z najbardziej rozwiniętych państw na świecie. Z jednej strony ogromne wieżowce i biurowce, a z drugiej zachowane historyczne budynki, to robi wrażenie. Imponujące jest też dobrze przemyślane zagospodarowanie przestrzenne miasta – wszystkie budynki, parki są dokładnie przemyślane i całość tworzy przyjemny dla oka obraz. No i ta czystość. Jednak nas Singapur nie urzekł. Ot, ładne, nowoczesne miasto z wieloma korporacjami i ogromną presją społeczną.
Anna