Przy okazji lipcowego wpisu Czy mój dziadek był zbrodniarzem? pokrótce opisałem historię mojego dziadka, który jako młody chłopak został wcielony do Wermachtu. Dla większości Ślązaków historie te, nie są niczym szczególnym – praktycznie każdy mieszkaniec Śląska, którego korzenie sięgają głębiej, niż jedno pokolenie wstecz, ma przodków, którzy służyli w niemieckim wojsku. Co więcej, zdarzały się przypadki, w których Ślązacy byli siłą wcielani do Schutzstaffel!
Niestety, wciąż zdarza się, że mieszkańcy innych regionów Polski są wręcz zbulwersowani faktem, iż mój dziadek był w Wermachcie. Przecież to zdrada ojczyzny! Jak on mógł służyć okupantowi? Nie wstyd Ci za takiego dziadka? Zamiast bronić kraju, poszedł do Wermachtu… – nieraz usłyszałem z ust moich znajomych.
A więc po kolei:
- Roman Tudzierz w Wermachcie. W żadnym wypadku nie jest to powód do wstydu, no… do dumy także nie. Przypomniała mi się kampania prezydencka z 2005 roku, kiedy to Tusk tłumaczył się z militarnej przeszłości swojego dziadka. Wyrażenie dziadek z Wermachtu urosło już do rangi symbolu. Symbolu, który niestety kojarzy się z haniebną przeszłością. Często zapominamy, że na historię wpływu nie mieliśmy, ale jednocześnie nasi przodkowie nie mieli wpływu na wydarzenia, w których mimowolnie brali udział…
2. Młodzi chłopcy podczas kursu przygotowawczego do służby w Wermachcie.
3. Po dotarciu na francuski front, dziadek wraz z innymi Polakami poddał się i został (jak to nazywał) wzięty do niewoli do Szkocji. Wiele wskazuje na to, że został tam wcielony do Pierwszego Korpusu Polskiego, a dokładniej do 11 Kompanii Łączności.
Na zdjęciu u góry: radiotelegrafiści. Roman z prawej :)
4. Podobne zdjęcie, tym razem z podpisem z drugiej strony fotografii. Filologiem angielskim nie jestem, ale wydaje mi się, że do poprawności gramatycznej daleko ;-)
+ jako bonus, kilka innych, trudnych do opisania fotografii:
Podobno pobyt w Szkocji niewiele różnił się od obozu harcerskiego. Raz na jakiś czas manewry wojskowe, nierzadko potańcówki z miejscowymi kobietami. Wiadomo, za mundurem panny sznurem…
Super wpis. Trzeba zwracać innym mieszkańcom Polski i nie tylko, ze patrzenie na historię stosunków polsko-niemieckich na Górnym Śląsku przez pryzmat „odwiecznej walki żywiołu słowiańskiego i germańskiego” jest chybione. Sam opublikuję wkrótce inny w podobnym tonie.
Polecam publikację „Polacy w Werhmachcie” Ryszarda Kaczmarka. Jest tam wiele przykładów złudnie podobnych do dziadka Tudzierza.
Dwaj bracia mojego dziadka zostali wcieleni do Wehrmachtu (dziadek był za młody, w Hitlerjugend był tylko), z czego jednego potem wzięli Polacy. I takim sposobem rodzeństwo walczyło pod Monte Cassino… po obu stronach.
Jeden (Gerhard) zginął, być może z kulki własnego brata.
Dokładnie ta sama historia u mnie. Z tym, że przeciw sobie walczyli bliźniacy. I obaj przeżyli wojnę.
2/3 obecnych ziem RP to w latach 1939-45 ziemie III Rzeszy (pozostała 1/3 to generalna Gubernia). Obowiązywało więc na nich prawo Rzeszy z wcielaniem do wojska włącznie, więc służba w Wermachcie nie jest niczym złym, tylko normalnym spełnianiem obowiązku obywatelskiego.
My Polacy z księstwa cieszyńskiego za zaborów służyliśmy w armii austriackiej i jesteśmy z tego dumni, gdyż za Rakusa żyło nam się najlepiej.
Cesarza Karola Józefa nasze prababki z entuzjazmem witały w Skoczowie a w pewnym momencie premier i pięciu na sześciu ministrów w zaborze było Polakami. Wolałbym zdecydowanie służyć w armii Austro-Węgierskiej niż w III RP.
Paweł Grobelny
Kolega to miał fajnie. Jego dziadek był w Kriegsmarine. Fajnie oczywiście w tym sensie, że lepiej się opowiadało o dziadku, co był w marynarce, a nie w piechocie. Dziadek podobno służył na Bismarcku, ale akurat w tym rejsie, w którym Bismarck został zatopiony nie uczestniczył, bo był w szpitalu. Historia ciężka do zweryfikowania, bo kolega, przyjaciel z podstawówki, niestety jest już po drugiej stronie.
Może należało by aby mieszkańcy polski,następcy tych
co zza Buga przyszli zrozumieli że my autochtoni od wiekow
na tej ziemi żyjący jednak nie jesteśmy tacy sami jak „oni”,
może czas na to aby zainteresowali się przeszością mieszkańcow
tej ziemi na której chwilowo goszczą.u nos na Śłąsku jest to zupelnie
normalne że w jednej rodzinie byli tacy ktorzy uważali się za niemców za
polokow jak i za Ślązoków.W mojej familie byli i tacy kierzy w waffen SS
walczyli ale byłi taki kiery cało wojna z literą „P” lotoł,a w 47 przymusowo
go do nrd wywiożli bo hadziajowi zza buga jego gospodarstwo się
spodobalo.Dlatego drodzy Polacy zachowujcie się prosze jak na
gości dobrze wychowanych przystalo-nawet z najlepszego hotelu
kiedyś trzeba wyjechac,pozdrawiam
Gelynder Blues Ta Historia to jest prawdom bo moj Ojciec nom opowiadou ze syn jego kolego sluzou jak Marynasz na Bismarku i jak tedy go zatopili to Papa kolegi syn byl w szpitalu. Papa pracowou w Hucie Kosciuszki.
Czy to Prawda czy przypadek niwia !!
Obiektywnie, w którym mundurze ten pan lepiej wyglądał ? :)))
Nie ma nad czym debatować. Jak wiem z opowiadań w rodzinie, nie tylko Wasi krewni ze Śląska byli powoływani do wojska, zaznaczam wojska. W Poznanskim też lub na pograniczu, Zbąszynek, Pszczew,Podmokle, Babimost, Miedzyrzecz, Bledzew, czy Skwierzyna. Mieszkali na terenach, gdzie pracując i żyjąc z „automatu” mieli też obowiazki. Jedni szli z musu, jak my za „tamtej” socjalistycznej Polski, inni, bo chcieli poznać świat, a robić się nie chciało, a inni, zwyczajnie, dla chwały, honoru, z patriotycznego obowiązku.
„Spłycam” temat, ale nigdy do moich wujów którzy byli w różnych formacjach nie czułem niechęci. Co robili na wojnie, ich sprawa, ich sumień. Natomiast „pitolenie” tych, którzy to wypominają mam w ….. Mój dziadek, wujowie i fach mieli dzięki panstwu w ktòrym mieszkali i potem dodatek emerytalny za „wojsko”. Na wojnie zaś różnie jest i „było”. Każdy krytykant zrobiłby tak, jak nasi przodkowie, mając alternatywe w postaci kary lub „zaszczytnej służby” wybrałby to drugie.
Hm, rozumiem, że jestem tu najstarsza, bo nie mój dziadek, a mój Ojciec, Herman, został wcielony do Wermachtu. Policzyłam .Miał wtedy 32 lata, właśnie urodził mu się syn.No tak. Starszy brat mojego Ojca, ujek Jorg, natomiast znalazł się w Auschwitz . Za udział w powstaniach śląskich. Nie zdążył zwiać. Nie wiem dlaczego.Wujka znałam słabo, w latach 60 miał już 70 lat i wkrótce zmarł. A Ojciec wrócił z wojny poharatany. Przeżył inwazję aliantów we Francji. Wrócił ranny do domu .Szczęściem można nazwać , że nie wysłano go na front wschodni. Nie byłoby mnie wtedy na świecie. A o wojnie nie lubił rozmawiać.