W górnośląskiej narracji patriotycznej zauważam coraz częściej łączenie elementów sacrum i profanum. Czasem czuję jakby śląskość nie była częścią doczesnej kultury, ale czymś na wzór posłannictwa bożego. Na pewno w takim przekazie znajdziemy wyraźny element mobilizujący i scalający – szczególnie bardziej religijną część śląskiej wspólnoty. Zapominamy jednakże, że Bóg nie zstąpił na ziemię aby zbawić jeden naród, a już na pewno nie naród śląski.
Narodowość to kwestia wyboru
My, jako członkowie społeczności możemy wybierać narodowość
Chociaż dla wielu Polaków jest to intelektualnie niewyobrażalne – my, jako członkowie społeczności możemy wybierać narodowość. Nie jest ona nabywana przy urodzeniu w ten sam sposób jak kolor skóry czy geny. Z wolnym wyborem wiąże się także duża odpowiedzialność, aby dokonana przez nas decyzja nie była wynikiem protestu, czy wręcz negacji dotychczasowego poczucia. Własna droga i dojrzewanie do poczucia śląskiej tożsamości – jeśli ktoś wierzy – może być wynikiem nadprzyrodzonej boskiej interwencji, ale na pewno nie jest czymś moralnie i etycznie bardziej zasadnym od świadomości polskości.
Budowanie narodu wymaga pracy
Przednarodowe – lub jak ktoś woli – budujące się poczucie narodowe wymaga ogromnej pracy
Śląskość oparta na założeniu wyższości lub wręcz boskości nad innymi tożsamościami – jest próżna i prowadzi nasze myślenie na błędne tory, jakobyśmy byli beneficjentami czegoś nadprzyrodzonego, co należy nam się a priori. W rzeczywistości jest wręcz odwrotnie. Przednarodowe – lub jak ktoś woli – budujące się poczucie narodowe wymaga ogromnej pracy, intelektualnego wysiłku i pokory. Jesteśmy w trakcie tworzenia czegoś nowego – nie boję się tego słowa – bezprecedensowego, bo wraz z tworzeniem się narodu napotykamy na opór tych, którzy rzekomo wiedzą od nas lepiej, kim jesteśmy.
Bycie członkiem małego narodu może być postrzegane jako dar. Nasza percepcja dotycząca społeczeństwa i problemów mniejszości powinna być wówczas jeszcze bardziej wrażliwa. Chciałbym, aby proces tworzenia się narodu był oparty nie na quazi-boskim poczuciu wyższości, ale na intelektualnej pracy.
Dziękuję za nakłonienie do przemyśleń. Moje bardziej świadome bycie „tu” zaczęło się po wojnie od zabaw na placyku i w parczku z bandą dzieci, z „panującymi nad nami” Waszką, Urbanczyną i psem Pikusiem, ze starzyczkiem Hermanem… Słuchałam opowieści mojej babci o czasach jej młodości – o balach, tenisie na kortach za parkiem, o historiach rodzinnych sprzed pięciu pokoleń. Porozumiewaliśmy się godając normalnie ( nie wiedzieliśmy, że to śląski), podsłuchując rozmów dorosłych po niemiecku, ( żebyśmy nie rozumieli ). W przedszkolu mówiono do nas po polsku, ale godali my po swojemu. Rodzice kupowali nam sporo książek dzięki czemu , w odróżnieniu od innych dzieci, nie mieliśmy problemów z językiem polskim. W szkole uczono nas miłości do ojczyzny, Polski Ludowej. Od nauczycieli dowiedzieliśmy się, że jesteśmy inni – w znaczeniu „gorsi”. Nasz podwórkowy i domowy język stał się językiem wstydliwym, wyśmiewanym. Najbardziej utkwiły mi słowa mamy: ” dzieci, chociaż niy momy nic, momy nasza duma…” Wśród obcych, na uczelniach, jako Ślązaczka „robiłam za ciekawostkę przyrodniczą” – jak sama to określałam. Najzabawniej było w późnych latach 80., w bardzo uczonej instytucji w Katowicach gdzie niemal wszyscy byli z Zagłębia. Po miesiącu mojej pracy dyrektor, miły pan, wziął mnie na korytarzu pod rękę i szeptem zapytał: ” czy to prawda, że jest pani rdzenną Ślązaczką ?” – potwierdziłam – ” jak się to stało, że się tu pani znalazła?! ” Mój mąż, wielkopolski gorol zakochał się w Śląsku tak bardzo, że nauczył się śląskiego bez „gorolizmów” , pisał i tworzył dla TVT reportaże o pięknie swojej nowej ojczyzny . Teraz moja świadomość narodowa zatoczyła koło. Jestem coraz bardziej Ślązaczką – nie wnikam w przyczyny, po prostu tak czuję. Uczę Śląska moich nie śląskich przyjaciół, zżymam się gdy moi rodacy zoszkliwiają Śląsk wulgarnym językiem, obrażając i wyśmiewając „innych” .
EMW, dziękuję Ci za wspaniały komentarz i świadectwo śląskości. Myślę, że w obecnych czasach mamy o wiele łatwiej niż podczas komunizmu. Sądzę jednak, że wciąż musimy tłumaczyć naszym dzieciom, że śląska duma przekazywana jest z pokolenia na pokolenie i jest tym, co nas wyróżnia na tle innych.
Tak trzymaj dalej i wciąż działaj na rzecz naszego Śląska :)
Miło mi, że mój wpis został zauważony. W mojej śląskiej rodzinie, jak we wszystkich było „bardzo kolorowo” ważny był człowiek, a nie jego przypisanie. Zachował się w rodzinnych annałach tekst wierszowanych życzeń, jakie mój dziadek złożył na 50.urodziny swemu politycznemu antagoniście. Końcowy fragment brzmiał: „- a żeś mi nigdy nie był chamem, przeto dziś Twym Abrahamem cieszyć się z Tobą będę” Może to kiedyś usłyszymy z jakichś ust…
jest coś w tym tekście co daje do myślenia, faktycznie nikt nie może zabronić innemu człowiekowi uważać się za kogoś, kim chce być uważany. Humorystyczne może być np. jeżeli Biały uważa się za Czarnego no bo kto w to uwierzy? ale przecież my Ślązoki nie musimy niczego udowadniać, racja jest po naszej stronie i słuszne jest to że trzeba nad pracować i walczy, by w końcu stworzyć naród, kluczowe jest urodzenie ale przecież i ludzie urodzeni poza Śląskiem chcą być Ślązokami (pozdrawiam autorkę komentarza EMW) z drugie strony jest już kolejne pokolenie ludzi urodzonych na Śląsku i mówiących o sobie kresowiacy – chcą tak o sobie mówić, niech mówią, ale niech nam nie zabraniają być tym kim chcemy, poczujmy się wreszcie panami w swoim domu
Nacjonalista, hmmmnnnnnnnn, niy wiym może ja , może i niy,,,,,,,,,,,,, muj upa był we werhmahcie i sie tego niy wstydza, łostatnim fligrym pitnoł spod stalingradu bo był ranny i do końca wojny przeleżoł we lazarycie we Dreznie,,,,, I JEZECH SKULI TEGO KUREsko D U M N Y !!!!!!!!!!