Zeszłoroczny Festiwal Tauron Nowa Muzyka tylko liznąłem dzięki koncertowi Chilly Gonzalesa. Jednak wystarczył tylko jeden występ, żeby stwierdzić, że na przyszłorocznej edycji festiwalu pojawić się muszę. Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Przy pierwszym rzucie biletów, kupiłem aż 4 wejściówki… Do dziś nie wiem, dlaczego tak dużo. Wiem natomiast, że z niecierpliwością czekałem, aż nadejdzie dzień 22 sierpnia.
Nadszedł. W postindustrialnej scenerii Szybu Wilson podczas koncertu otwarcia jako pierwszy zagrał Vladislav Delay. Ten pochodzący z Finlandii muzyk tworzy muzykę, która z pewnością musi towarzyszyć umieraniu z zimna na skandynawskiej tundrze. Moje ucho sztuki na pograniczu ambientu, techno i house nie przyswoiło, toteż poczekałem na zewnątrz na zakończenie występu.
Na drugi strzał poszedł zespół BadBadNotGood. Niech Was nie zmyli to długaśne, źle kojarzące się słowo, gdyż show, jakie zrobili chłopaki na scenie, był totalnym antonimem nazwy zespołu! Tryskająca energia, interakcja z publicznością, niekończące się podziękowania, to wszystko sprawiło, że z bólem serca wychodziłem z budynku dawnej kopalnianej cechowni…
I na tym dobre wiadomości się kończą. Mój niewprawiony gust muzyczny nie był w stanie zdzierżyć reszty zespołów i wykonawców. Jon Hopkins czy Amon Tobin presents Two Fingers, nie wspominając już o innych artystach występujących na reszcie scen – oni wszyscy brzmieli dla mnie tak samo. Muzyczna napieprzanka na pograniczu techno i hardstyle’u. Tak, zdaję sobie sprawę, że słowa te mogą być dla niektórych bluźniercze. Cóż, jakoś będę musiał z tym żyć… I jak najszybciej zapomnieć o festiwalowym piątku.
Nie ukrywam, że z trzecim dniem wiązałem wielkie nadzieje. Nie po to wydałem przecież 150 zł, żeby dobrze bawić się tylko na koncercie otwarcia… Wyprzedając opowieść: długo nie potrafiłem dojść do siebie po sobotnim wieczorze. Ale po kolei!
Na początek zostałem przymuszony do posłuchania duetu Niwea. Nie był to bynajmniej krem dla uszu, więc zdezerterowałem dość szybko i poszedłem szukać dobrego jedzenia, a znalazłem śląskie sztandy. Przyznać jednak muszę, że połączenie dźwięków Szczęsnego z tekstami Bąkowskiego, które kojarzyć się mogą z prymitywną formą rapu, wprawiają człowieka w stan totalnej melancholii, przygnębienia i beznadziei, byłyby idealnym dodatkiem do imprezy zakrapianej dużą ilością alkoholu. Percepcja wówczas się zmienia diametralnie.
Po zapatrzeniu się w różową watę cukrową, skierowaliśmy się na koncert London Grammar, zespołu porównywanego przez krytyków do Florence and the Machine. To właśnie tutaj moja szczęka opadła po raz pierwszy. Piękny głos Hannah Reid sprawiał, że ludzie znajdujący się wokół mnie mówili – ona jest niesamowita. Ja także się zakochałem.
Dzień czwarty to koncert zamknięcia odbywający się w katowickim kościele ewangelicko-augsburgskim. Klimat półmroku świątyni wraz ze sceną znajdującą się w prezbiterium robił piorunujące wrażenie. Jako pierwszy zagrał SILESIAN SOUND, w składzie Yosi Horikawa, Kuba Sojka, Chino. Był to występ trzech didżejów, którzy w swoje kawałki wpletli odgłosy śląskiej ziemi, takie jak: komunikat dworcowy, audycję w radio, głos dzieci bawiących się na podwórku, czy dźwięk dzwonów kościelnych.
Gwiazdą wieczoru było brytyjskie trio Darkstar, które tworzy muzykę oscylującą wokół indie-popu i psychodelicznych dźwięków. Bałem się, że klimat miejsca, w jakim odbywał się koncert nie będzie pasować do tworzonej muzyki. Było wręcz na odwrót – sacrum dodało tajemniczości muzyce wydobywającej się z zawieszonych głośników, a słuchacz mógł na chwilę poczuć się jak na duchowej pielgrzymce.
Aj… Ja kupiłem bilet, ale musiałem sprzedać, bo termin mi nie pasował, żałuję bardzo, bo sądząć po Twojej relacji, to było świetnie…
Mam nadzieję, że do zobaczenia za rok.
Mariusz
Zapomniałem napisać jeszcze o KAMP! Kiedyś nadrobię przy okazji, mam nadzieję :)
Czy na te imprezę poszły publiczne pieniądze? Bo zdaje się, ze na rozrywkowy Off festival pan Uszok nie szczędzi pieniędzy obywateli
Lepiej niech miasto wspiera ubogich, tak? Zamiast na festiwale rospusty dawac…
Dokładnie! Lepiej podzielić pieniądze pomiędzy ubogich w sypiące się zabytki!
Publiczne pieniądze na kulturę wysoką, a nie na popkulturkę, która ma się finansować sama
Ja uwazam, ze wazne jest tak samo finansowanie opery i teatru, ale takze festiwali, gdyz jest to idealna promocja dla miasta. Kultura wysoka takiej promocji nie zapewnia.
To w ogole jest ciekawa sprawa, aby dowiedzieć się, jaką kwotą miasto wspiera festiwale odbywające się w Katowicach :)