Katowice kojarzyły się już z różnymi rzeczami. Były miastem ogrodów i muzyki, brudu i meneli, festiwali i koncertów, przemysłu i pyłu. Jednak mało kto przypuszczał, że stolica województwa zacznie się kojarzyć z… grami komputerowymi. Nie ma kilograma przesady w stwierdzeniu, że dzięki zawodom Intel Extreme Masters Katowice na kilka dni stały się światową stolicą wirtualnych rozgrywek.
Przyznam się bez bicia – nie widzę jakiegokolwiek sensu w oglądaniu na ogromnych ekranach i kibicowaniu zmaganiom zespołów np. w Fifę. Dla mnie jest to bezcelowe i po prostu nudne. Ale cieszę się, że turniej, który gromadzi na żywo dziesiątki tysięcy, a przez ekranami setki tysięcy kibiców odbywa się właśnie w katowickim Spodku. W najodleglejszych zakątkach kuli ziemskiej ludzie dowiedzieli się, że gdzieś w Polsce istnieje takie miasto jak Katowice. Wszelakie festiwale, kampanie promocyjne (których nie ma), czy inne wydarzenia kulturowe nie zrobiły dla promocji miasta tyle, ile zawody gier komputerowych.
Czyż to nie paradoksalne? Analizując komentarze na Facebooku doszedłem do wniosku, że większość ludzi, jeśli nie jest sceptycznie nastawiona do wydarzenia, to na pewno neutralnie. Pomimo tego, wydawać by się mogło – niszową imprezę na całym świecie w szczytowym momencie oglądało 643 000 osób! To przeszło raz więcej niż liczba mieszkańców Katowic!
Miastu życzę więcej takich imprez. Ja ich nie muszę rozumieć. Ważne, żeby gromadziły ludzi.
Graficzne podsumowanie organizatora:
Powiem tak – byłem, widziałem. Że nie rozumiesz – nie ważne, ale fakt faktem Katowice były okiem w głowie światowego esportu w tych dniach – mega potencjał, czy wykorzystany – nie wiem :)
Katowice mają generalny problem z wykorzystaniem potencjału. Sztandarowym przykładem są tutaj festiwale muzyczne. Cieszę się, że coś się dzieje w Katowicach na miarę światową. Szkoda, że tak mało się to wykorzystuje.
Np. Jak dobrze działać w social media niech Katowice uczą się od Gdańska :)
Moja córka też się dziwiła co takiego jest w grach komputerowych, bo większość jej kolegów pojechała do Katowic oglądać „gry komputerowe”
Dobra impreza była. Polecam za rok wszystkim!
Akurat Fifa jest kiepskim przykładem gry esportowej, bo jest najzwyczajniej … nudna i lepiej ogląda się ją na stadionie. Ja byłem tam głównie dla Starcrafta (którego turniej niestety składał się w 99% z Koreańczyków, co trochę zepsuło nam święto), ale pozytywnie zaskoczył mnie Counter Strike – ponad 10 tysięcy ludzi dopingujący polską drużynę Virtus Pro – niesamowite uczucie. I co ważne – doping dla przeciwnika, skandowanie ich nazwy mimo, że przegrali itd. Piękna sprawa, szczególnie, że Virtusi wygrali.
Może to wydawać się śmieszne, ale esport może być i faktycznie jest tak samo widowiskowy (a nieraz i bardziej) jak zwykły sport. Zawodnicy trenuję dziennie godzinami i mimo, że nie robią tego na boisku/bieżni/torze to poświęcenie na pewno nie jest mniejsze.
Ot, ktoś kiedyś wymyślił sobie, że ganianie za szmacianą kulką będzie sportem i ludzie będą to chcieli oglądać. Tak teraz ludzie chcą oglądać zmagania esportowe :)
A, że odbywa się to na Śląsku – bardziej szczęśliwy być nie mogę :)
Polecam wybrać Ci się za rok, magiczna impreza, warto! Nawet jeśli nie interesujesz się tematem :)
Krzysiek, ja absolutnie nie twierdzę, że e-sport jest czymś złym. Ja po prostu go nie rozumiem. Ale widząc tłumy jakie uczestniczyły w imprezie w Katowicach tylko sie cieszę, ze taka impreza jest organizowana u nas:)
Może za rok się przejdę i zobaczę o co w ogóle chodzi…
Pamiętam jak byłem w 2013 roku na meczu w League of Legends pomiędzy zespołami SK Gaming i Fnatic. Miała wtedy miejsce legendarna akcja xPeke, w której to samodzielnie wygrał cały mecz niszcząc nexus przeciwników. Emocje towarzyszące esportom są dokładnie takie same jak zwykłym sportom i jeśli się śledzi profesjonalną scenę League of Legends, jednej z najpopularniejszych gier świata ze 100 milionami aktywnych graczy każdego miesiąca, to wie się dokładnie gdzie są Katowice, a wraz z nimi finał pucharu Intel Extreme Masters.