Mój pradziadek był żywą reparacją wojenną Stalina – wywiad z Łukaszem Tudzierzem, potomkiem deportowanego w 1945 roku łaziszczanina
W sierpniu 2023 roku Iwona Prochownik – nauczycielka historii Szkoły Podstawowej nr 3 im. Mikołaja Kopernika w Łaziskach Górnych przeprowadziła ze mną wywiad. Rozmowa miała na celu przybliżenie informacji na temat Tragedii Górnośląskiej i wywózek, jakie miały miejsce w mojej rodzinnej miejscowości. Uznałem, że wywiad jest na tyle interesujący i porusza wiele nieodkrytych do tej pory wątków, że warto abym opublikował go w całości na Portalu.
Iwona Prochownik: Kto z Pana rodziny był deportowany do ZSRR? W jakich warunkach się to odbywało?
Łukasz Tudzierz: Z mojej rodziny deportowany do ZSRR w 1945 roku był mój pradziadek Andrzej Golek. Warto abym na samym początku dodał, że wiedzę na temat wydarzeń tamtych lat czerpałem z pamiątek rodzinnych. Niektóre historie rodzinne przekazywane z pokolenia na pokolenie okazały się fałszywe, jak na przykład stwierdzenie, iż „dziadek deportowany był za Ural”. Bardziej szczegółowe informacje udało mi się odnaleźć w ogólnodostępnych źródłach – książkach oraz w Internecie. Po przetłumaczeniu listów pradziadka i zebraniu informacji ze źródeł otwartych okazało się, że Andrzej Golek deportowany został do kopalni Trudowskaja, znajdującej się na Donbasie na terenie obecnej Ukrainy.
Warto wspomnieć, że na ścianie łaziskiego ratuszu znajduje się odsłonięta w lutym 2005 roku tablica upamiętniająca łaziszczan wywiezionych do ZSRR w 1945 roku. W tym miejscu od wielu lat, w ostatnią niedzielę stycznia, czyli w Dzień Pamięci Tragedii Górnośląskiej gromadzą się rodziny wywiezionych i władze miasta, aby uczcić pamięć przymusowo deportowanych. W tym miejscu, chciałbym zachęcić wszystkich do udziału w tej krótkiej uroczystości – niestety z roku na rok jest nas zgromadzonych pod ratuszem coraz mniej…
Z samych Łaziska Górnych deportowanych do katorżniczej pracy w Związku Radzieckim było przynajmniej 100 osób.
Czy mógłby Pan powiedzieć coś więcej swoim przodku?
Andrzej Golek urodził się w 1897 roku w Wiśle Wielkiej, z zawodu był spawaczem, przez wiele lat pracował w zakładach „Elektro” w Łaziskach Górnych. Został aresztowany przez NKWD 2 lutego 1945 roku i fałszywie oskarżony przez jednego z mieszkańców Łazisk Górnych o przynależność do Deutsche Arbeitsfront. W ramach chronologii wydarzeń muszę wspomnieć, iż Armia Czerwona wkroczyła do Łazisk Górnych już 27 stycznia 1945 roku.
Skąd czerpał Pan informacje o deportacji dziadka do ZSRR?
Niewiele wiemy o samym transporcie dziadka. Wraz z jego śmiercią prawdopodobnie straciliśmy jedyne wiarygodne źródło informacji na temat tego jak to wyglądało w jego przypadku. Jednakże wydana w 2014 roku przez katowicki Instytut Pamięci Narodowej książka Wywózka przybliża nam ogólną sytuację deportowanych Ślązaków i Ślązaczek. Warto po nią sięgnąć, gdyż jest skarbnicą wiedzy dotyczącą wywózek w 1945 roku.
Ślązacy na podstawie uzgodnień zawartych w Jałcie uznani zostali za żywe reparacje wojenne. Dla wielu z nich mordercza okazała się już sama podróż na wschód. Upchani w bydlęcych wagonach, z nikłym dostępem do wody i jedzenia umierali z powodu chorób i wycieńczenia jeszcze przed przyjazdem do miejsca swojej kaźni. Pamiętajmy, że wywózki odbywały się na początku 1945 roku, a więc wciąż w czasie wojny i srogiej zimy. Tory kolejowe miały swoją określoną przepustowość, zatem nie było rzadkością, oczekiwanie przez deportowanych nawet i kilka dni na bocznicach kolejowych. Pierwszeństwo przejazdu mały pociągi z zaopatrzeniem frontu.
W 2021 roku Instytut Pamięci Narodowej wydał Księgę aresztowanych, internowanych i deportowanych z Górnego Śląska do ZSRR w 1945 roku. Publikacja autorstwa dra Dariusza Węgrzyna zawiera biogramy 46.200 osób deportowanych. Dzięki mrówczej pracy pana Węgrzyna nad dokumentami polskimi, niemieckimi, rosyjskimi, a także dzięki relacji świadków i ich rodzin powstała książka, która jest dowodem na doznane po 1945 roku cierpienie narodu śląskiego.
Czy zostały jakieś pamiątki? Jak tak, to jakie?
Tak. Jedną z najbardziej wartościowych pamiątek jest list pradziadka Andrzeja, wysłany z sowieckiego łagru do żony i dzieci pozostawionych w Polsce. Jest on datowany na 17.11.1945 roku. Dowiadujemy się z niego, że dziadek żyje, jest zdrowy, ma dobrą pracę i twierdzi, że niedługo wróci do domu. Przekazuje także informacje o śmierci kolegi oraz o tym że dwóch innych jego kolegów żyje. To była dość częsta praktyka informowania o tym kto żyje, a kto umarł. Nie każdy wysłany list docierał do adresatów, zatem sąsiedzi pozostałej w domu żony, z listu dziadka mogli dowiedzieć się, że ich ojciec i mąż wciąż żyją.
Tłumaczenie listu na język polski dostępne jest w artykule pt. Poruszający list Ślązaka przymusowo wywiezionego w 1945 do ZSRR
Czy zachowało się coś więcej?
Mamy także w rodzinnym archiwum list, który w marcu 1946 roku wysłała Agnieszka Golek – żona Andrzeja do Pełnomocnika Rządu do spraw Repatriacji z prośbą o „poczynienie starań w kierunku uwolnienia” męża z rosyjskiej niewoli. W naszym posiadaniu jest również list datowany na wrzesień 1947 roku, w którym ministerstwo informuje, iż sprawa jest w trakcie załatwiania przez ambasadę RP w Moskwie.
Kopie tych listów i dokumentów przekazałem do Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 roku, które znajduje się w Radzionkowie.
Gdzie był zesłany?
Kopalnia Trudowskaja, lager 9, batalion robotniczy 1063. Obecnie jest to wieś Marjinka, w obwodzie Pietrowskiem na południowy zachód od Doniecka. W ramach ciekawostki mogę dodać, iż kopalnię uruchomiono w 1941 roku, ówcześnie była to największa kopalnia w całym Donbasie. Wraz z wybuchem wojny w 1941 roku (pomiędzy Rzeszą a Związkiem Radzieckim) i wkroczeniem Niemców do Donbasu podjęto decyzję o rozbiórce sprzętu i zalaniu wyrobisk kopalni. W drugiej połowie października 1941 roku kopalnia została zajęta przez wojska niemieckie, następnie w 1943 roku odbita z rąk hitlerowców przez wojska radzieckie. Wiele wskazuje na to, że mój pradziadek zajmował się Odbudową zniszczonego zakładu. Jednak chcę podkreślić, że są to tylko moje przypuszczenia niemające odzwierciedlenia w dostępnych źródłach.
Kopalnia została zniszczona w 2014 roku podczas Ukraińskiej Operacji Antyterrorystycznej, obecnie przez jej teren przebiega linia frontu wojny ukraińsko – rosyjskiej.
Z księgi Deportowanych wynika, że bardzo dużo osób z Łazisk Górnych i Orzesza było wywiezionych w to samo miejsce, czyli do kopalni Trudowskaja.
Jak Pan Andrzej opisywał pobyt w łagrze?
Nie wiemy nic pewnego na ten temat. W liście dziadek napisał, że ma dobrą pracę – z drugiej strony cenzura obozowa nie przepuściłaby zapewne innego stwierdzenia.
Zdecydowana większość zakładów, do których trafili wywiezieni Górnoślązacy była w porównaniu do śląskiego przemysłu niezwykle prymitywna. Należy zaznaczyć, że duża część wywiezionych osób była wykwalifikowanymi robotnikami, którzy w śląskich kopalniach i hutach obsługiwali maszyny, tymczasem praca w sowieckich zakładach oparta była głównie na pracy fizycznej, bez wykorzystania nowoczesnych, jak na tamte czasy technologii.
W jednym z artykułów, jakie przeczytałem na portalu Śląska Opinia znalazłem fragment wspomnień Wincentego Zaremby, mieszkańca Przyszowic, który w 1945 r. został deportowany na teren Zagłębia Donieckiego, jak się okazało także do kopalni Trudowskaja. Mówił on: bilans naszego pobytu w obozie Trudowskaja był straszny: przez obóz „przeszło” wg posiadanych informacji około 1500 ludzi; na listach powracających do domu było około 300 ludzi; do innego obozu pojechało 100 ludzi; w czasie transportu i w czasie pobytu w obozie zmarło nagle lub zaginęło około 1110 ludzi, to jest 75%. Z naszej grupy 20 powróciło do domu.
Jakie warunki panowały w łagrach?
Fatalne warunki sanitarne, higieniczne i żywieniowe sprawiały, że w obozach szerzyły się choroby, a sami osadzeni nie mieli siły aby sprostać wyśrubowanym normom i planom narzuconym im przez sowietów. Praca ponad ludzkie siły i niewystarczające porcje żywieniowe były przyczyną ogromnej śmiertelności. Trudno określić, jak dużo przymusowo wywiezionych Górnoślązaków zmarło na sowieckiej ziemi. Rodziny wielu z nich nie znają nawet miejsca pochówku swoich mężów i dzieci, nie mówiąc niż o osobnym grobie, czy chociażby krzyżu. Na szczęście naszej rodziny Andrzej Golek powrócił żywy na Górny Śląsk w 1947 roku.
Z rodzinnych wspomnień wynika, że Rosjanie wypuścili dziadka z lagru, gdyż obawiali się, że zachorował na tyfus. Transportem kolejowym wrócił do Białej Podlaskiej, gdzie następne położony został w szpitalu. Żonę natomiast powiadomiono o śmierci męża i wezwano po odbiór zwłok. Dopiero na miejscu okazało się, że Andrzej Golek żyje, lecz jest w takim stanie, że nie rozpoznała go własna żona.
Mój dziadek nie miał szczęścia w życiu. Mimo relatywnie bezpiecznego powrotu do domu z sowieckiej niewoli, zginął niewiele później w wypadku komunikacyjnym. W czerwcu 1949 roku chciał wysiąść z autobusu będącego wciąż w biegu, wyskoczył przeciwnie do ruchu pojazdu i uderzył głową o znajdujący się nieopodal kamień. Zmarł tydzień później w szpitalu.
Czy wie pan, co się działo z pozostawioną na Śląsku rodziną dziadka Andrzeja?
Ofiarami Tragedii Górnośląskiej były nie tylko osoby deportowane w głąb Związku Radzieckiego. Większość zesłanych mężczyzn zostawiła w domu swoje żony z dziećmi. Okres powojenny charakteryzował się względnym tradycjonalizmem rodzinnym, gdzie mąż pracował i utrzymywał nierzadko wielodzietną rodzinę. Wraz z przymusową deportacją rodzina nie tylko traciła męża i ojca, ale także jedynego żywiciela.
Dr Dariusz Węgrzyn, historyk IPN twierdzi, że w powojennym okresie pojawiło się na dużą skalę żebractwo dzieci, które było problemem nie tylko niektórych dzielnic, ale nierzadko całych miast. Kobiety zmuszone dramatyczną sytuacją materialną podejmowały prace na kopalniach. Sytuacja ta trwała aż do 12 lipca 1945, kiedy to Okręgowy Urząd Górniczy zakazał kobietom pracy na dole.
Żona Andrzeja Golka we wspomnianym przeze mnie wcześniej liście do pełnomocnika rządu pisze, iż pozostawiona została z czwórką dzieci od 3 do 18 lat w bardzo ciężkim położeniu bez absolutnie żadnych dochodów na utrzymanie.
Moja babcia Aniela Tudzierz, czyli córka Andrzeja Golka mówiła mi, że nigdy wcześniej ani później nie doświadczyła takiej biedy, jak w tym czasie.
Na zakończenie wywiadu chciałabym jeszcze zapytać, jak według Pana należy współcześnie przekazywać prawdę i pamięć o tym wydarzeniu?
Wraz z obaleniem komunizmu i nastaniem wolnej Polski w końcu możemy mówić otwarcie prawdę o wydarzeniach Tragedii Górnośląskiej 1945 roku. Pamiętajmy jednakże, że Tragedia Górnośląska to nie tylko tragiczne wywózki tysięcy Ślązaków i Ślązaczek, ale także polskie komunistyczne obozy koncentracyjne, w których po wojnie zamęczonych na śmierć zostało ponad 60.000 osób. Nierzadko kryterium kaźni była tylko i wyłącznie przynależność narodowa lub polityczna. W poniemieckich obozach koncentracyjnych, działających pod polską i sowiecką administracją na terenie całego kraju zamęczeni zostali nie tylko Ślązacy i Niemcy, ale także tzw. Żołnierze Wyklęci, przeciwnicy polityczni i wszyscy ci, których ówczesna władza uznała za zagrożenie.
Aby pamięć o tych wydarzeniach przetrwała potrzebne są rozwiązania systemowe i edukacja w szkołach. Rodzinne historie przekazywane z pokolenia na pokolenie są nierzadko zniekształcone, zresztą obecne tylko w rodzinach, które dotknięte były Tragedią Górnośląską. Potrzebna nam jest rzetelna edukacja regionalna na poziomie lokalnym, ale także lekcje śląskiej historii nauczane w polskich szkołach.
Bardzo dziękuję za rozmowę i poświęcony czas. Dziękuję, że zechciał podzielić się Pan swoimi wspomnieniami. Mam nadzieję, że poprzez edukację o wydarzeniach 1945 roku zatroszczymy się właśnie o jej poznanie, pamięć i prawdę.