Idę obok odrapanych kamienic, które w gruncie rzeczy nie są tak brzydkie, jak się mi wydawało. A może nie byłyby aż tak brzydkie, gdyby ktoś w ogóle zaczął o nie dbać? Minąłem właśnie faceta, który szedł w samym swetrze. Pojęcie pór roku zatraciło się ostatnio, nie wiedziałbym, że prawie mamy święta, gdyby nie choinka na ulicy Stawowej.
Mijam rano, i po południu, i wieczorem, i w nocy dziesiątki, jeśli nie setki takich mężczyzn i kobiet. Miasto, jako organizm składa się dziesiątek tysięcy indywidualnych planów, dróg, myśli codziennie realizowanych, które składają się w jedną całość, tworzącą miasto. Zastanawiam się od paru dobrych lat i nie znalazłem jeszcze odpowiedzi na pytanie, czy to ludzie dostosowują się do miast, czy miasta ulegają mieszkańcom?
Odpowiedź na to pytanie jest dla mnie w gruncie rzeczy zasadnicza, a dotychczasowe próby spełzły na niczym. Dajmy na przykład ulice. Ktoś kiedyś musiał je stworzyć, narysować jakiś plan, mieć jakąś wizję – zatem człowiek budował miasto. Lecz ten mężczyzna w swetrze kroczy po ulicach zbudowanych sto lat temu, może nawet tysiąc lat temu! Jaki zatem ma wpływ na miejsce, w którym znajduje się?
Lubię być pierwszy raz w dużym mieście. Biorę wówczas do ręki mapę i zastanawiam się nad logiką przestrzeni. Zauważyłem, że na wschodzie przecięcia linii autobusowych i tramwajowych najczęściej wyznaczają miejsca handlu. To bardzo zrozumiałe, że wokoło dworców autobusowych tworzą się prowizoryczne (ale też okazałe!) targi i małe sklepy. Na zachodzie i południu targów nie ma praktycznie wcale. Nie przypominam sobie także tak ogromnej fascynacji centrami handlowymi jak u nas. Dworzec to dworzec, paręnaście sklepów, perony lub przystanki. Dziś tak bardzo chcemy w Polsce być zachodni, że symbolem jakości stał się H&M pozdrawiający nas przy zakupie biletu na pociąg.
Często szukam też parków. Parki są skrajnie różne, przypominające zaniedbany las, z równo przystrzyżoną trawa i specjalnym systemem nawadniania, krzaczaste czy z alejkami rodem z baśni. Najciekawsze dla mnie są te, o które pozornie nikt nie dba, które na pierwszy rzut oka są na pół dzikie. Odzywa się we mnie wówczas wewnętrzny głos nakazujący „masz już dość miasta, wyjedź tam, gdzie nad głowami masz tylko drzewa”. Park jest zatem pomostem pomiędzy zatłoczonym miastem a łonem dzikiej natury. Jest enklawą, mam takie wrażenie coraz mniej chcianą, od anonimowości i biegu.
Zadałem sobie pytanie, czego ja właściwie szukam w mieście, zarówno w życiu, jak i w podróży? Cechy miasta to zaprzeczenie tych czynności, które cenię sobie najbardziej. Jestem pozornie wolny, ale tylko do momentu jak wsiądę do autobusu i muszę wysiąść na szesnastym przystanku. Nie muszę nawet myśleć! Wystarczy, że zabiorę pieniądze za które kupię parasol, gdy złapie mnie ulewa. Nie muszę nawet mówić! Mimo że przez cały dzień nieustannie mam ludzi obok siebie.
Tuudi czyżby melancholia świąteczna ogarnęła także Ciebie? Radosnych Świąt dla wszystkich czytelników.
Uciekam ostatnio w melancholijne tony :)
Radosnych Świąt także i dla Ciebie!