Zdecydowana większość moich znajomych, którzy zdecydowali się na emigrację podkreśla, że czynnik ekonomiczny to główny, ale nie jedyny powód ich wyjazdu z kraju. W krajach Europy Zachodniej oraz w Skandynawii jest nieporównywalnie większy szacunek władzy dla obywatela, relacje międzyludzkie są na abstrakcyjnym dla Polaków poziomie. Polska wspominana jest jako państwo opresyjne i nieprzyjazne mieszkańcom.
To niestety jest prawda.
Narzekanie to nasza specjalność. Co u ciebie? – ktoś zapyta. E, jakoś leci – odpowiemy. Przecież to tak trochę wstyd przyznać się, że układa nam się w życiu i jesteśmy szczęśliwi. W tym narzekaniu na państwo, współobywateli i wszystko co nas otacza, zapominamy o najważniejszym – to my tworzymy Polskę, czy nam się to podoba, czy nie.
- Oburzamy na opryskliwe panie w urzędzie, a przecież sami rozmawiamy przez telefon, gdy pracownica sklepu kasuje nasze zakupy, wita się z nami, podaje cenę i żegna się. Płacą jej za to, żeby była miła – mówimy. Na koniec rzucamy 200 zł na ladę. Niech widzi kim jestem.
- Irytujemy się, że władze miast nie potrafią się dogadać i droga z miasta X do Y w połowie jest dziurawa, a przecież sąsiad nie będzie nam mówić, jaki kolor okna mam wybrać. Co mnie to interesuje, że on ma drewniane? Zrobię sobie z PCV, przecież mogę. A jak to wygląda to moja sprawa.
- Bulwersuje nas łapówkarstwo, a przecież jak bankomat wypluje 200 zł więcej to bierzemy, co ma się zmarnować? Jak znajdziemy na ulicy worek z 15.000 złotych to szybko wydajemy, bo „znalezione, nie kradzione”. Kwestia etyki.
- Denerwuje nas architektoniczna miernota, a przecież to my budujemy dom w Beskidach w stylu włoskim. To my remontując elewację nie patrzymy czy będzie komponować się z otoczeniem. To my postawimy przed domem krasnala wysokiego na 4 metry. Niech pilnuje domostwa.
- Wkurza nas brak więzi społecznych, a przecież to my wprowadzamy się do strzeżonych i zamykanych na klucz osiedli, to my odgradzamy się od sąsiada betonowym płotem, to my odwracamy głowę jak spotykamy kogoś na klatce schodowej.
- Zbiera nas na wymioty, jak widzimy śmieci w miejscach publicznych, a przecież nie zwrócimy uwagi facetowi, którzy rzuca niedopałek papierosa na ziemię, nie widzimy młodzieży, która puszki po piwie zostawia w krzakach. Albo sami rzucamy pety gdzie popadnie, albo sami śmiecimy w parku narodowym.
Nie łudźcie się, że nagle przejdziemy cudowną odmianę. Nie sądźcie, że zmiana władzy na Szydłów, Kukizów, Kopaczów cokolwiek zmieni. Pozostaniemy tacy sami. Wciąż będziemy sądzić, że to państwo nas ciemięży, podczas gdy my, prawdziwi, niepowtarzalni i wyjątkowi stanowimy jakąś jasną plamę na syfie gromadzącym się wokoło. Mylicie się, że to komunizm nas zniszczył. Już podczas wojny polscy żołnierze stacjonujący w Szkocji kradli pieniądze, które mieszkańcy zostawiali w butelkach po mleku. Jakieś zupełne grosze. Na papierosy potrzebowali.
To my jesteśmy urzędnikami, pracodawcami, policjantami, sędziami, radnymi, politykami, nauczycielami, kierowcami, dziennikarzami. To my mamy wpływ na to, jak odbierają nas sąsiedzi, znajomi, klienci, petenci, przechodnie, zupełnie obcy ludzie. Im więcej mamy władzy, tym większa ciąży na nas odpowiedzialność.
Nie dajcie sobie wmówić, że najważniejsze w Polsce jest to, czy prezydent, czy premier ma pierwszy podać rękę. Nie pałajcie nienawiścią do polityków, których nigdy nie spotkaliście, a jak się może okazać, mogą być całkiem przyzwoitymi ludźmi. Ja nie wiem, czy robimy to z wrodzonej głupoty, czy raczej ktoś ma interes w ogłupianiu nas. Wierzę, że szczególnie w młodych drzemie siła, która jest w stanie zmienić Polskę. Nie poprzez rewolucje, ale pracę na swoim podwórku. Wszędzie tam, gdzie mamy na coś wpływ – w pracy, urzędzie, sklepie, a pewnie kiedyś i w sejmie czy ministerstwie.
Są pewne rzeczy, których ustawą zmienić się nie da. Uśmiech do pani kasjerki zależy od nas.
fot. Olgierd Rudak | flickr.com | (CC BY 2.0)
Argumenty może i trafne, ale wszystko ma swój początek właśnie w czynniku ekonomicznym. Gdyby każdy z nas (albo chociaż 80-90%) nie musiał martwić się czy dotrwa do końca miesiąca, wtedy twoje argumenty w większej części by upadły.
Ale nie ma też co ukrywać, że duża część społeczeństwa polskiego jest po prostu głupia i gburowata.
Z zachodem czy Skandynawią nie możemy się porównywać. Dobrobyt = stabilność ->satysfakcja z życia
Oczywiście, że czynnik ekonomiczny jest ogromnie ważny i determinuje wiele zachowań. Uważam jednak, że uprzejmość, grzeczność nie są bezpośrednio skorelowane z ilością posiadanych pieniędzy. Inna sprawa, że polskie społeczeństwo bogaci się. Na przestrzeni ostatnich 15 lat jest to bardzo widoczne. Czy staliśmy się przez to mądrzejsi?
Ekonomia to piękna wymówka. Dlaczego ludzie z pieniędzmi w Polsce są nadal tacy?
Mieszkam w kraju, który został potwornie zmaltretowany przez kryzys 2008. Jak zareagowali ludzie? Stali się jeszcze bardziej otwarci na innych. Tutaj to nadmiar pieniędzy wpływa negatywnie na relacje międzyludzkie.
W jakim kraju mieszkasz, jeśli mogę zapytać? Ja mam doświadczenia z dwóch przeciwstawnych krajów: Izreala – kraju dobrobytu i Gruzji – kraju, który dopiero podnosi się. I tutaj i tutaj doświadczyłem dużej otwartości i dobroci, ale także chamstwa i oszustwa. Nauczyło mnie to, że wszędzie są ludzie dobrzy i wszędzie są ludzie źli. Są tez pewne cechy narodowe, które bardzo są widoczne.
Od prawie ośmiu lat mieszkam w Irlandii. Daleki jestem od twierdzenia, że jest to kraj idealny a ludzie bez skazy. Nie brak oszustów, łajdaków i złodzieji. Taka natura ludzka, że niektórzy tacy są. Mnie rusza to co jest uznawane za normę.
Tutaj przede wszystkim liczy się rodzina. Nie taka z obrazka w białej bluzce przy wigilii zasłuchana w kolędy. Tutaj cenne jest po prostu bycie raem z drugim człowiekiem. Tutejszym odpowiednikiem polskiej scenki rodzinnej byłyby trzy pokolenia siedzące przy kuchennym stole popijając herbatę z niedopasowanych kubków. Z uśmiechem. Ot tak bez pompy. Bo nie trzeba nikomu nic pokazywać. Bo liczy się, że są obok ciebie ludzie na których Ci zależy.
Tutaj ludzie patrzą na innych szukając współnego pierwiastka. Jeśli go nie ma to trudno, ale pierwszym instynktem jest nawiązanie kontaktu z innymi.
No i uśmiech. Bo to nic nie kosztuje a może komuś umilić dzień.
Ale czasami nawet jak chcemy być mili, uprzejmi, to i tak dostaniemy za to po d***e. Próbuję się uśmiechnąć do pani kasjerki w supermarkecie, miło mówię dzień dobry, a ona jak nie rzuci mi moimi zakupami, bo tak już po prostu ma :(
Tak niestety też się zdarza. Ale może za 3 czy 6 razem pani kasjerka się już uśmiechnie? :)
A ja się nie zgodzę. W większości wypadków na uśmiech i uprzejmość panie na kasie reagują tym samym.
Niestety muszę się zgodzić z Tuudim. Polacy ciągle niezadowoleni z życia, sąsiadów , rządu itp. Mam już swoje lata i myślę, że to jakaś nasza natura – niestety. Rzucam hasło ” wszyscy się dzisiaj uśmiechamy”. :)
Uśmiech na dzisiaj. To mi się podoba :)
Trochę to tragikomiczne ale Twój wpis bardzo mnie ucieszył. Nie często trafiam na ludzi patrzących na ten problem jak ja.
Wyjechałem z Polski już wiele lat temu i nie znajduję zrozumienia, gdy zapytany o powód odpowiadam, że pieniądze nie były dla mnie głównym powodem wyjazdu. Nie był to też nieudolny rząd ani przerośnięta biurokracja.
Z Polski „przegnali” mnie zwykli ludzie, których spotykałem na codzień: całkiem sprawne staruszki przeganiające ciężarne z miejsca w tramwaju, klienci znęcający się nad dziewczyną pierwszego dnia pracy w empiku, nauczyciele mówiący „Wasze szanse są marne” zamiast „Dacie radę”.
Gdzie leży powód tego polskiego zamiłowania do nieszczęścia bliźniego? Nie wiem. Teorii miałem wiele. Niestety nie widzę szans naprawy bo kolejną organiczną cechą Polską jest nieumiejętność przyznawania się do własnych wad i błędów. A szkoda bo naród z takim potencjałem….
Skojarzyło mi się z tym, co napisałeś – „modlitwa polaka”: https://www.youtube.com/watch?v=V2sedTLIRWU to jest przykre, ale niestety prawdziwe.
Ja także nie wiem skąd bierze w nas się taka zawiść. Że kolega ma lepszą pracę, nowszy samochód, jeździ na droższe wczasy. Co ciekawe, zazdrość dotyczy głównie rzeczy materialnych. Nie znam chyba nikogo kto powiedziałby – „on jest obrotny i mądry. Też chciałbym taki być”. A przecież od mądrego i obrotnego kolegi możemy się uczyć, przecież zamożny sąsiad może pomóc nam znaleźć dobrą pracę. Bogaty sąsiad nie wejdzie nam na plac i nie ukradnie leżaka, bo po co? My nie myślimy w takich kategoriach.
Siemka, a mi się wydaje ze problem nie leży w ilości posiadanych pieniędzy ani w poziomie kultury ani innych tego typu. Problemu doszukiwalbym się zupełnie gdzie indziej. Myślę że problem mamy z tym że sir za bardzo spinamy. Skąd się bierze to że na jak jest odpowiadamy eeer jakoś leci? Z braku dystansu do siebie i innych. Wszystko bierzemy bardzo poważnie i do siebie. Laska w sklepie nie powie dzień dobry o o o o jej obraziła mnie, uszczknela mojego honoru. Ksiądz ominął po kolędzie (fikcja literacka) ojeeeej obraził majestat. Recepta na to? Mniej spiny więcej luzu i obracania w żarty (uwaga kolejność nieprzypadkowa najpierw mniej spiny a potem stopniowo więcej luzu). Wtedy nawet jak ktoś jest burakiem to można się z niego pośmiać. I z siebie. Ja chce się śmiać z katolików, muzułmanów, polaków, żydów, z siebie samego też. Bo trzeba mieć dystans do siebie. O jak ktoś mi tu wyjedzie z rasizmem, antysemityzmem albo nietolerancja – bana mu! Śmiech to zdrowie i najlepiej spojrzeć w tej kwestii na Holendrów. Oni mają cholerny dystans do siebie. Śmieją się ze wszystkiego i są bardziej wyluzowani. No dobra pojadę moja teoria – jest tak dlatego że nie mają lekcji polskiego którego uczą zazwyczaj nieszczęśliwe bo nie odnalazły romantycznej miłości, niespełnione i niezaspokojone polonistki które najbardziej lubią mówić o śmierci. Do dziś pamiętam ulubione motto mojej z lo. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Wuefisci do roboty na chwałę narodu i młodzieży amen!
Hah! Poruszyłeś bardzo ciekawy problem – czy kanon lektur szkolnych na wpływ na nasze postrzeganie świata? Myślę, że ma i to ogromny! Przecież lektury romantyczne biją na głowę okres pozytywizmu pod względem ilości. Może podświadomie sądzimy, że celem Polaków jako narodu jest cierpienie – fizyczne i psychiczne? Nie ma się czemu dziwić, skoro wszystkie lektury romantyczne traktują o tym samym.
Amen…
Spuścić trochę powietrza i żyje się lepiej :)
Także stuprocentowa zgoda odnośnie Holendrów. Jak dla mnie to narud najbliższy ideałowi.
Taaak. Motyw cierpienia przewodzi. Niestety lekcje mitologizacji występują nie tylko na polskim. W końcu Anglicy nie pomogli i to jakim dziś krajem jesteśmy to dlatego bo zachód sir na nas wypiął. (puenta powojennej Polski). Naprawdę przydałaby się szczypta profesjonalnego machiawelizmu i cynizmu. Ale co się dziwić w końcu nasi nauczyciele też byli wychowani w duchu wykorzystania i cierpienia. Nauka bycia dumnym z bezsensownego cierpienia to nauka błędów a nie nauka na błędach, o ile w ogóle istnieje, bo częściej uczymy się czegoś w rodzaju drogi krzyżowej Polski, żalu i wspominania.
Nie do przecenienia fatalna rola mediów. W 1990r. TVP była rządowa i nie miała komercyjnej konkurencji, ale zaczęła nadawac głupi komercyjny serial Dynastia. Częśc widowni mogła go potraktować jako edukacyjny, pokazujący jak ci Amerykanie zyją, w jakich pałacach mieszkają, jakimi autami jeżdżą. Dynastia rozbudziła chciwość – tysiące, a może miliony mogły pomyśleć: my też chcemy tak żyć. Ta sama TVP nie przywróciła wtedy na antenę programu „Piórkiem i węglem” Wiktora Zina, który mógłby uczyć ludzi dobrego gustu, obcowania ze sztuką, szacunku dla zabytków itp. Nie tylko media, ale i inne instytucje niewystarczająco lub wcale nie promują pozytywnych wzorców osobowych, mogących być inspiracją dla współczesnych. Mam teraz na myśli postać Adama Chmielowskiego – brata Alberta, którego setna rocznica śmierci przypadnie w 2016r. Przyszły rok powinien być ogłoszony Rokiem Adama Chmielowskiego, jednak nic nie słychać o tym by politycy lub Kościól przygotowywali się do tego. Poza ekranizacją sztuki Karola Wojtyły nie ma żadnego filmu o bracie Albercie.
Wracamy do nierozstrzygniętego problemu. Czy to media ogłupiają ludzi, czy głupi ludzie chcą oglądać ogłupiające programy?
Uważam, że narzekanie (nasze hobby narodowe) jest postrzegane w pewien sposób jaki wylewanie swoich żali tzn jest szaro, buro i ponuro, tak więc jeżeli mówię o tym głośno, to moje życie jest nudne, jestem niezadowolony z życia. Jeżeli powiem o swoich sukcesach, jestem odebrany jako człowiek, który obnosi się ze swoim szczęściem, a z doświadczenia wiem, że nic tak nie porusza narodu jak szczęście innego człowieka. Doszedł do czegoś? Trzeba mu pokazać gdzie jego miejsce, podciąć mu skrzydła, przecież nie może mieć lepiej ode mnie a karierę zrobił pewnie przez łóżko czy znajomości. Ja osobiście jestem zadowolona ze swojego życia, ale popieram czasami zdrowy egoizm i zdawkowe „U mnie wszystko okej” niż doświadczać przykrości ze strony otoczenia, że doszłam do czegoś nie dlatego, że mi się udało, albo ktoś mi coś dał a przez ciężką pracę.
Wydaje mi się, że w pewien sposób winne są media, mam na myśli te wszystkie szmatławce oczerniające drugą osobę, bo założyła buty za 3tys. Co z tego? Stać ją, to sobie kupuje. Ale media przecież wiedzą lepiej, że ma sponsora. Trochę Polacy pogubili się w byciu sobą. Podążamy za światem, ale czy na pewno w dobrym kierunku?
Ps: Nigdy niczego nie komentowałam, ale po przeczytaniu Twojego wpisu, poczułam się trochę wezwana do tablicy :)
Gratuluję pierwszego komentarza. Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej :)
Niestety, ale muszę się zgodzić z tym, co napisałaś. Polacy nie potrafią chwalić się, a cudze sukcesy odbierają, nie wiedzieć dlaczego, jako ujmę dla siebie, zamiast motywację. Nawet wśród przyjaciół staramy się być powściągliwi. To mnie bardzo ciekawi…
Wiesz, ja sama zauważyłam po swoim przypadku, że lepiej się nie odzywać na temat swoich poczynań w życiu prywatnym jak i zawodowym. Bo druga osoba owszem, wysłucha, rzuci zdawkowe „super” a to co powtarza dalej jest po prostu krzywdzące. I dotyczy się to zarówno rodziny jak i znajomych.. Zazdrościmy, zamiast wziąć życie w swoje ręce. Też tego nie potrafię zrozumieć.. Chcę kupić nowy samochód, więc zamiast zrezygnować z zamawiania dzienne pizzy na kolacje i imprezowania ze znajomymi w weekend po drogich dyskotekach, zacznę w końcu oszczędzać na wymarzoną furę, to nie! Polaczek cebulaczek wychodzi z założenia, że prościej obgadać sąsiada, że kupił nowy samochód a pieniądze na niego pewnie ukradł. To takie nasze, takie polskie.
Chciałabym się jeszcze odnieść do sprawy więzi społecznych.. Zastanawiający jest dla mnie zawsze fakt, że ludzie potrafią być mili tylko wtedy, kiedy czują jakąś korzyść dla siebie.. A później kiedy przestajemy pomagać osobie, dlatego, że widzimy, że jesteśmy wykorzystywani słyszymy „Zmieniłeś się, kiedyś taki nie byłeś” i nagle już jesteśmy niewidzialni. Czy jeżeli jesteśmy konsekwentni w tym co robimy i kiedy nie chcemy być wykorzystywani, automatycznie jesteśmy odrzucani przez znajomych, tylko dlatego, że mamy swoje zdanie? W tym kraju bycie indywidualnością jest napiętnowane. O szczerości już nie wspomnę, bo każdy jej oczekuje, a czasami sami ze sobą nie potrafimy być szczerzy.
Ej wyobraźcie sobie gdyby avengers było stworzone w Polsce. Taki Tony Stark byłby arcywrogiem narodu.
Super artykuł! Już się odechciewa tego politycznego bełkotu o wyborach i uchodźcach! Wreszcie coś wartego przeczytania. Ja mieszkam trochę w Anglii,trochę w Polsce. Dopiero jak się z Polski wyjeżdża dostrzega się to o czym piszesz. Niestety niektórzy wracają z zagranicy (z różnych powodów) i narzekają jaka Polska gburowata. Łatwiej jest wyskrobać hejterski komentarz na fb niż odłożyć telefon i pogratulować koledze awansu czy życzyć koleżance miłych wakacji. Zawsze staram się przywieźć do Polski dużo pozytywnego nastawienia do ludzi z nadzieją, że będzie to zaraźliwe :)
Bardzo znamienne jest, że osoby, które mieszkają w innych państwach piszą dokładnie to, co Ty. Liczę, że Twój uśmiech będzie w Polsce zaraźliwy :)
Cała prawda, Łukasz!
Przedtem na artykuł nie natrafiłem, ale teraz się wypowiem:
Jeśli o mnie chodzi to jako student zdarza mi się być przybitym/zmęczonym itp. co jak dołożyć wielkie miasto i fakt tego, że wskaźnik występowania Homo Tableticus jest coraz wyższy trochę przybija. Zdarza mi się iść do sklepu nieopodal mieszkania i popatrzeć na relacje międzyludzkie (tak po prostu): jak do sklepu (marketu) przychodzi np. mąż pewnej kobiety tam sprzedającej z małym synem, który po prostu rozmawia z koleżankami mamy. (morale studenta można podbudować)
A jeśli mowa o pozytywizm: nie chce mi się czekać w krakowskich korkach siedząc/stojąc w autobusie, ale polecam czasem uśmiechnąć się do ludzi, bo to może dać dużo dobra (niech miejsca publiczne będą bardziej radosne) :)
A odnośnie podejścia do życia: zgodzę się, że im pozytywniej się patrzy na życie, tym lepiej, bo uśmiech bardziej stymuluje do życia! Mają tak nawet Czesi (bo po co sięgać daleko z przykładami).
Pozdrawiam!
Smutne to, że przy ocenie postaw, mentalności narodów, nie bierze sie pod wagę historii danego narodu. Oskarżanie o brak szacunku do władzy i inne kwestie, bo my Polacy tacy jesteśmy, jest bezczelnością wręcz. Może zapytaj autorze dlaczego jej sie nie szanuje. Powiem Ci, bo ona zawsze była OBCA.
Uśmiechy na Zachodzie to często puste uśmiechy, za którymi są zamknięte drzwi domów.
Zawiść Polaków :( , jest owszem i ma też uzasadnienie , W Polsce lata się zdobywało, jak ktoś osiągnął więcej wiadomym było, że cwaniak, ze nieuczciwe to było. Ale do uczciwej postawy, trzeba znać historię kraju.
Nie mówię, że to złe, że uśmiech na ulicy jest zbędny, ale jeśli opisujesz coś, bądź dokładny w temacie. Nie oskarżaj, nasza mentalność jest wypracowana, Zachód ma bogactwo zdobyte na takich krajach jak Polska, Na Afryce,Azji, Ameryce. Łatwo mu przyszło.
Promuj proszę pozytywne postawy, ale bądź w tym uczciwy i nie oskarżaj, nie stawiaj Polski jako tej gorszej, bo patrząc istorycznie jest tym lepszym krajem.
Polska historycznie jest lepszym krajem? Na jakiej podstawie tak sądzisz?
Ja nie umiem nie zastanawiać się nad przyczynami i od razu przychodzą mi do głowy trzy: strach przed innością – powojenna Polska niespodzianie stała się państwem jednego narodu i jednej religii, to bardzo pasowało komunistycznej władzy, bo ułatwiło urawniłowkę i do dziś wielu na jakąkolwiek inność reaguje agresją podszytą strachem, nawet tam, gdzie ktoś wybija się pozytywnie od razu występuje „tall poppy syndrome”. Kolejna przyczyna to polityka gospodarcza ostatnich 25 lat, liberalna i prowadzona w oderwaniu od aspektów społecznych – powiedzmy sobie szczerze nasz cud gospodarczy rozwarstwił społeczeństwo, doprowadził do zaniku więzi, bo każdy grabił do swojego ogródeczka. No i nasz opresyjny, bismarckowski system edukacji, który w żaden sposób nie uczy współpracy ani cywilizowanej wymiany poglądów – 90% pracy uczniów to dziubanie czegoś w swoich ćwiczeniach, a ściąganie jest grzechem (idąc tym tokiem myślenia: jakim prawem dyrektor ściąga od księgowego?! niech sam policzy!), a zjawisko debaty w ogóle nie występuje w programie nauczania, wolno co najwyżej odpowiadać na pytania nauczyciela – żadnej interakcji pomiędzy uczniami. Do tego prawie zerowe kształcenie artystyczne – nie można odróżnić dobrej architektury od złej, jeśli zna się tylko domek Barbie, pobliski kościół i centrum handlowe. A muzyka nie łagodzi obyczajów, jeśli się dzieciom od przedszkola zapodaje „ja uwielbiam ją…”, a szczyt wyrafinowania to dwuminutowy fragment Szopena. Ale jakimś cudem jednak idzie ku lepszemu, ja na przykład dziś idę, patrzę: ani kupy, ani śmiecia na ulicy jak okiem sięgnąć… i trawniki zielone i śmieci częściowo posegregowane, a kiosk z zieleniną zamienił się w sklepik, gdzie się klientów zaprasza do środka. Uśmiechajmy się, to się będzie dobrze, a przede wszystkim do tych, co na nas burczą i krzywo patrzą.
A żeby śmieszniej było – ostatnio wpadli znajomi, którzy mieszkają w Szwecji i im się w oczy rzuca, że ludzie są… zaniedbani. Tak to określili: zdrowotnie, edukacyjnie zaniedbani – widzicie zmianę perspektywy?
Nie ważne jaką wymówkę sobie ktoś znajdzie. Uprzejmość to umiejętność i trenowana staje się drugą naturą. Nawet jeśli ktoś nie odpowiada mi na moje miłe „dzień dobry” to nie przestanę mówić mojego miłego „dzień dobry”. W końcu odpowie, a może sam też zacznie? A nawet jakby całe życie nie odpowiadał, to dobrze jest być tym uprzejmym, a nie konformistą-gburem. Tłumaczenie się sytuacją ekonomiczną to też dowcip. Nawet jeśli mamy sporo zmartwień, to te drobne dzień dobry, dziękuję, do widzenia nie kosztują nas ABSOLUTNIE NIC.
A ja to widze tak. Narzekamy. Oj i to jeszcze jak. Ale powody naszego narzekania moga być różne, od tego że tak mam, że dziadek narzekał, tata narzekał to jakby i ja muszę, po takie że szukamy zrozumienia, bo mamy z czymś problem, poważny i chcemy pokazać że sobie z tym nie radzimy i niechże nas ktoś wesprze albo powie że pobłądziliśmy, no albo żeby sąsiad nie zazdrościł to niech myśli, że ja to co dzień mam prawie koniec Świata.
Z tym uśmiechaniem się, pozytywnym myśleniem to wcale nie jest taki błachy temat. Może to faktycznie kwestia edukacji. Może język polski i romantyzm, historia to same wojny i rozbiory, obozy zagłady gdzie wymordowano miliony obywateli ówczesnej Polski, czy może jakiś inny przedmiot tak dołuje że zostaje to na całe życie. Może to geografia, że jednak Polska nie jest jakimś ciepłym krajem tylko znowu mamy zimę i śnieg trzeba odwalać? Może to zależy od środowiska w którym przyszło nam dorastać a potem żyć, a tam wszyscy nie wiadomo dlaczego tak ponurzy, że aż strach sie uśmiechnąć. Pamiętam jak z żoną szukaliśmy działki pod budowę domu i trafilismy do jednej wsi, blisko miasta ale z takim klimatem, takimi spojrzeniami ludzi i komentarzami, że bardzo szybko chciało się stamtąd wyjechać.
Czy w innych krajach, innych miejscach na Ziemi nie spotkamy fałszywej życzliwości, nieszczerych przyjaznych uśmiechów, podszytych jakimś potencjalnym prywatnym interesem? Czy nie natkniemy się na jakieś równie niedoskonałe prawo podobnie jak może i nasze tylko w innych obszarach? Czy nie spotkamy złodzieja, oszusta, naciągacza? Wszyscy policjanci będą zawsze w dobrym nastroju gotowi wiele wybaczyć i tylko pouczyć?
Może zbyt mało mowimy pozytywnych rzeczy? Może zbyt mało cieszymy się własnym i cudzym szcześciem? Że jesteśmy zdrowi. Że mamy fajną rodzinę, pracę. Że jacy fajni ludzie ci nasi sąsiedzi. Że mają fajne dzieci. Że takie mądre i zadbane? Może zazdrościmy komuś, że ma dobrze, ale zapominamy o tym że sami byśmy nie chcieli jednak aż tak ciężko pracować? Może uważamy się za najmądrzejszych? Wszystko już wiemy i tylko my mamy rację? A może ktoś ma tatuaż? Albo wręcz przeciwnie, może nie ma? Albo jeździ na motorze? Może inaczej myśli? Może ma inne poglądy?
Chyba nie ma wyjścia. Chyba jednak musimy zacząć naprawiać Świat począwszy od tego najmniejszego jego kawałka – i nie mam na mysli sąsiada spod siódemki, tylko samego siebie.
Panie Łukaszu, gratuluję artykułu. Daje bardzo dużo do myślenia. Świetne też są komentarze moich poprzedników. To wszystko daje super bazę do własnych refleksji. Dziękuję!