Praktycznie we wszystkich wspomnieniach czy opowieściach dotyczących Śląska do okresu, powiedzmy, międzywojnia można natknąć się na opis Ślązaka, jako osoby o naturze raczej twardej, nieskorego do romantycznych uniesień, pozornie nieposiadającego serca. Nie dziwi to szczególnie. Robotnik śląski skupiony był raczej na swojej trudnej, żeby nie napisać prawie katorżniczej pracy, niż na specjalnej egzaltacji. Celem życia była praca.
Co to znaczy, że śląski jest najbliższy Twojemu sercu? – padło pytanie.
Obecnie Śląsk już nie przemysłem stoi. Jakiekolwiek uogólnienia dotyczące wspólnego charakteru czy nastawiania Ślązaków są niczym stąpanie po cienkim lodzie. Struktura społeczna i zawodowa tak ogromnie zmieniła wszystkich, że dzisiaj Ślązak jest tak bardzo leniwy, jak pracowity, odpowiedzialny, jak beztroski, serdeczny, jak oschły. Etos śląskiego robotnika dalej jest obecny, ale gdzie tego robotnika spotkamy?
To ten język, w którym myślisz, jak wyrazić swoje uczucia– odpowiedziałem.
Ten robotnik sprzed przeszło wieku i współczesny śląski pracownik tak ogromnie się różnią, lecz w moim odczuciu łączy ich nie tyle jakie emocje wyrażają, ale w jaki sposób to robią. Bo nawet po śląsku ładniej brzmi jo Ci przaja, niż polskie kocham Cię. Kusik zawsze dla mnie będzie kusikiem, dziewczyna to frelka, a chop i baba, mimo że w Polsce źle się kojarzą u mnie funkcjonują jako normalne określenie mężczyzny i kobiety, męża i żony.
A w jakim języku śnisz? – dopytywała się.
Trudno mam to racjonalnie wytłumaczyć, ale język serca skraca dystans. Jeszcze trudniej piszę to, przecież myślę i piszę teraz po polsku, a nie śląsku! Nieracjonalność tego stwierdzenia jest tak głęboka, ale i tak łatwa do wytłumaczenia. Ileż razy mówiłem w sklepie, pracy, na ulicy, w knajpie, na imprezie – jo poradza godać, możecie do mje po śląsku. Stajemy się wówczas znanym nieznajomym, z którym pozornie nie łączy nas nic oprócz danej chwili, ale czujemy, że staliśmy się sobie bliżsi.
Myślę już drugi dzień i dalej nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.
fot. Gryfnie.com
Po polsku mozna też pedzieć: miłuję Cię. a po staropolsku być może jeszcze inaczej. Na Śląsku na dziewczynę mówiło się dziołcha, frelka pochodzi z niemieckiego
Lubię Twoje filozoficzne rozważania. Jest ich stanowczo za mało na stronie. Pomyśl nad tym :)
Dziołcha, mimo, że poprawnie to dla mnie brzmi zbyt pretensjonalnie. Niy zapytom sie dyć „bydziesz mojom dziouchom?” ino „bydziesz mojom frelkom?”. Różnica jest zasadnicza.
@Aga, postaram się pisać więcej. Widzę, że jest pozytywny odbiór. A to się liczy :)
<3
Jak byłach dzieckiem to zawsze były dziołchy i synki tak w szkole jak i na dworze. Miło powspominać downe czasy jak sie lotało pod blokiem i skokało w guma lub grało w dwa ognie na drodze i uciekało przed autami. Dzisiej to nie mozliwe, bo za dużo aut a i dziecka wolom siedzieć na kompie.
http://gryfnie.com/slownik-slaski/frelka/ tukej sie mozecie poczytac fajno notka o frelkach i dziolchach ;-)
na moim placu były dziołchy, synek abo karlus mieli frela, sama była staro frela . Dziołcha nojprzód była dziołszkom, a potym już frelkom – wynika z tego zależność wiekowa.