Kiedyś myślałem, że moje postrzeganie przeszłości byłoby łatwiejsze i przyjemniejsze, gdybym urodził się np. w Krakowie lub w Warszawie. Na ścianie z jednej strony wisiałby portret dalekiego przodka, który walczył w Powstaniu Styczniowym, natomiast z drugiej strony na półce w honorowym miejscu leżałyby pamiątki po dziadku, który zginął w szeregach AK podczas II wojny światowej. Jakże historia mojej rodziny byłby prosta i oczywista – przodkowie Tudzierza walczyli o wolność Polski. Żadnej dwuznaczności moralnej, żadnych dywagacji, żadnego tłumaczenia się.
Dzięki Bogu urodziłem się i wychowałem na Śląsku. Nie sądzę, że rodzinna tradycja walki narodowo-wyzwoleńczej była i jest czymś złym. Nic z tych rzeczy! Jednak nierzadko prostolinijna historia rodzinna skłania nas do oceny świata w kategoriach: czarny/biały, zły/dobry. To dość oczywiste uproszczenie rzeczywistości w dalszym stopniu spotkać można nie tylko w komentarzach Internautów, ale także w informacjach medialnych, które dotyczą Śląska.
Jestem głęboko przekonany, że przynależność Ślązaków do narodowo-etnicznej wspólnoty, która zarówno czerpie z kulturowego dorobku Polski, ale jednocześnie na swój sposób jest odrębna, jest cechą całkowicie niezwykłą. Mieszkańcy Polski nie powinni złorzeczyć na próby ustanowienia godki śląskiej za język regionalny, ale powinni zazdrościć nam dwujęzyczności. To absolutnie niebywałe, jak Ślązacy potrafią w swoim gronie dyskutować, kłócić się i rozmawiać w godce śląskiej, a 5 minut później wygłosić wykład w auli pełnej Polaków.
Owa narodowa przynależność dała mi osobiście coś więcej, niż poczucie dumy i wspólnoty. Śląskość to w moim personalnym odczuciu otwartość: na problemy mniejszości, na świat. To także otwarte traktowanie historii, głównie pod wpływem opowieści dziadków, których słuchałem w dzieciństwie. Otwartość historyczna, to dzieje, w których brakuje miejsca na spektakularne sukcesy i porażki, czerń i biel, a postawy poszczególnych osób trudno jest jednoznacznie oceniać.
Najgorsze co możemy dzisiaj zrobić, to zamknąć się. „Śląsk zamknięty” pozostanie enklawą, która umrze ze starości, grzebiąc wraz ze sobą mieszkańców. Otwarty Śląsk nie musi obawiać się rychłej polonizacji, tak samo jak Otwarta Polska nie musi obawiać się inności Śląska.
Na sam koniec chciałbym przytoczyć Wam cytat. Genialny w swojej prostocie.
„Rozmaitość językowa Europy jest dla wszystkich nacjonalizmów wentylem bezpieczeństwa, przez który mogą się ulatniać pary przegrzanych uczuć narodowych. Czasem myślę, ze rzadkie języki nie dzielą, tylko wręcz łączą Europejczyków, dając im jakieś wspólne ponadnarodowe przeznaczanie. To wielki dar mówić i pisać w sekretnym języku małego narodu.”
— Sándor Márai
Dzięki Bogu młodzi ludzie nie wstydzą się godać po ślonsku. A cytat bardzo mi się podoba.
Kożdy godo lub szkryflo jak eno poradzi :)
Cytat dotyczy języka węgierskiego. Co Ślązacy mają wspólnego z Węgrami? Nic. Śląsk się nie zamknie choćby z tego powodu że ponad polowa jego mieszkańców to nieŚlązacy którzy nie godają i nie będą godać itd.