Jest w języku śląskim słowo, które uwielbiam za jego niedosłowność i uniwersalność. To rajzyfiber.
Etymologia słowa jest prosta. Wystarczy z niemieckiego połączyć die Reise (podróż) oraz das Fieber (gorączka) co da nam rajzyfiber lub rajzefiber, czyli gorączka przed podróżą. W języku polskim nie ma słowa, które określałoby opisywany stan. Mówi się raczej – ale stresuję się przed wyjazdem albo Andrzej, sprawdź czy wszystko spakowaliśmy?! Są też tacy, co na 3 dni przed wyjazdem okupują toaletę nie ze swojej winy i nic z tym zrobić nie potrafią…
Rajzyfiber co to znaczy?
Rajzyfiber znaczy jednak coś więcej, niż tylko gorączkę przed podróżą. To raczej ambiwalentny stan, w którym stresujemy się i jednocześnie cieszymy, boimy się i czujemy pozytywną adrenalinę. To, rzec można typowy strach przed nieznanym. A strach jak dobrze wiemy, ma zawsze duże oczy. Podobno, ale wiem tylko z opowieści rajzefiber zdecydowanie nasila się po 40 roku życia. Ponoć odwaga już nie ta i doświadczenie większe, czyli i wiedza większa co nam może złego stać się.
W gruncie rzeczy rajzyfiber uzależnia. Podoba mi się ta atmosfera przed wyjazdem, kiedy wszystko trzeba zapiąć na ostatni guzik. Wysłać ostatnie e-maile. Kupić mapę. Sprawdzić, czy ubezpieczenie obejmuje kraj do którego jadę. Napisałem kiedyś:
I dalej tak uważam.
Święte słowa że rajzyfiber nasila się po 40 – stce a co jest po 50 tych urodzinach to już nie wspomnę.
Ja taki stary nie będę ;-)
Po 40-tce?? Do dziś pamiętam rajzyfiber przed każdym wyjściem do kina w podstawówce :-)
Jeśli mowa o ulubionych śląskich słowach, to moim jest ōberiba :)
a moje upszone suowko to szmaterlok no i sztrachecle hehe
Dzisiaj w czasie koronawirusa to w ogóle paraliżuje i zniechęca do podróży. Starsi siędzą w domu…..i żałują ze sie boją :(