Śląski kołocz. Małe słowo, a osobom spoza Śląska potrafi sprawić wiele problemów. Śląski kołocz to maszket, składający się z ciasta drożdżowego, z warstwy makowej, owocowej lub serowej oraz z kruszonki. Trudno na temat tego przysmaku rozmawiać z Polakami. W nazwie dla nich zawsze będzie kołaczem, który w języku polskim oznacza zupełnie inny wypiek. Jeśli zaś powiemy „drożdżówka”, wyobrażą sobie samo ciasto bez dodatków, jedynie z kruszonką, ale… No właśnie, polska kruszonka jest drobna, a nasza, kołoczowa, jest solidna, gruba.
Przechodząc do sedna, chciałbym opisać piękną śląską tradycję, jaką jest częstowanie kołoczem przed swoim ślubem osób bliskich, jednak niezaproszonych na wesele. Para młoda lub ich rodzice udają się z kołoczem do sąsiadów, dalszych krewnych i znajomych, aby wspólnie z nimi świętować i cieszyć się z faktu zbliżających się zaślubin. Przyjęło się, że osoby częstowane „weselnym” kołoczem dają młodej parze drobne upominki.
Śląski kołocz – tradycja weselna
Moi rodzice wypełnili za mnie i za moją żonę tę śląską tradycję. My niestety przebywaliśmy wtedy daleko. Moja żona pochodzi z drugiego końca kraju – z Łomży, gdzie później miał miejsce nasz ślub. W kilka dni po weselu przyjechaliśmy do mojego rodzinnego Koszęcina. W domu, w jednym z pokojów, zastaliśmy górę prezentów – to były właśnie prezenty „za kołocze”. Niesamowicie odczuliśmy ludzką życzliwość.
Dziś na weselach raczej wręcza się koperty, a nie prezenty rzeczowe. Tymczasem my mamy wiele filiżanek, ręczników, sztućców, które określamy mianem „prezentów za kołocze”. Mieszkam z żoną i córką daleko od Śląska, ale jestem blisko niego sercem. Wszystkie podarki przypominają mi nasza śląską ziemię i moich bliskich. A śląski kołocz… No cóż, często gości w naszej kuchni. Jako cukiernik nie darowałbym sobie, gdybym nie upiekł go raz na jakiś czas. Co więcej, jest to jeden z tych elementów śląskiej kuchni, który smakuje nie tylko mnie, ale również żonie i jej rodzinie.
autor: Robert Kłosek – w ramach konkursu na opis śląskiej tradycji.
Kurczę, może ja w tym roku upiekę kołocz na święta? Taki z serem? To byłoby coś… POnieważ ślab brałam na Wybrzęzu, nie chodziliśmy z kołoczem, o co babcia miała do mnie żal. Ale u nas z kołoczem chodziło się też z okazji I Komunii. Pamiętam jak dziś, choć minęło ponad 40 lat, że babcia kupiła specjalne serwetki, w które się ten komunijny kołocz zawijało. Wszystkich sąsiadow musiałam odwiedzić, co dla mnie, dziecka zalęknionego i nieśmiałego, było strasznym przeżyciem (a jeszcze każdy się nade mną litował, bo pół roku wcześniej zmarła moja mama) Trauma do końca życia (na szczęście nie rzutowała ona na moje lubienie kołocza)
W tym wszystkim chopie to mi brak przepisu na ślonski napój na „k” i ślonski napój na „e”. Jak mom tego pod dostatkiem to mnie ani do tyju nie ciągnie!
To może pan jako cukiernik podo przepisa na taki tradycyjny ślunski kołocz. We duma piecze się serniki takie i śmake, ale ten kupny ze kruszunkum to delikates. Mniam
I tu tyż nazewnictwo zależy od części Śląska, skąd pochodzymy. Do moij bratowyj kołocz jest zawsze drożdżowy, zaś u mie w doma, kaj pieczeniem zajmuje sie cały czos babcia, kero pochodzi z Żor, kołocz nie musi być ino na drożdżach. Jest kołocz z jabkami – polski jabłecznik czy szarlotka (jak jest jakoś różnica między tymi dwoma to oświećcie mie ;) ), kołocz tarty – mój ulubiony z ciasta kruchego potartego na blacha :)
Szarlotka zawsze na kruchym cieście.Jabłecznik niekoniecznie. Moze być drożdżowe, biszkoptowe i co tam jeszcze.