Jechałem na rowerze przez stare, komunistyczne osiedle. Zauważyłem, że wiele rzeczy zmieniło się wokoło, ale klopsztanga pozostała taka, jaka była 15 lat temu. A pamiętacie jakie były wówczas klopsztangi? Większość zardzewiała albo z odchodzącą farbą, którą co roku Pan Zdzisław próbował zdrapywać i zastąpić nową.
Wydaje mi się, że klopsztanga trochę jakby spadła z piedestału. Pamiętam sobotnie poranki jeszcze kilkanaście lat temu, budził nas wówczas dźwięk trzepanego dywanu. Czy widzieliście, aby ktoś dzisiaj trzepał dywan? No tak, my alergicy wolimy parkiety – one przynajmniej nie kurzą się. Ale nawet jak mamy dywan to chyba łatwiej odwieźć go do pralni, niż samemu wytrzepać. Znak czasów. Nawet klopra niy momy.
Czym jest kolopsztanga?
Jeśli nie funkcjonalnie, to może chociaż społecznie? Jak za bajtla. Przypomnijcie sobie zapach rąk po wspięciu się na klopsztangę. Połączenie brudu, rdzy i odrobiny błota. Było tak? Jako kilkunastoletni chłopcy wchodziliśmy na klopsztangę aby wejść. Tak po prostu. Staliśmy nogami na dolnej rurce, a rękami trzymaliśmy się górnej. Ktoś kiedyś spadł, najodważniejszy wszedł na samą górę, nikt nie narzekał. Takie czasy, nic ciekawszego nie mieliśmy do roboty.
Klopsztanga ze względu na swoją budowę stawała się, jakby z automatu, bramką piłkarską. Kto stał na bramce? Najgrubszy, także z automatu. Jak już trochę podrośliśmy to górna rurka była za dwa punkty, dolna za jeden. Po kolei strzelaliśmy. Przyznać muszę, że dzisiaj poradziłbym sobie lepiej, niż wtedy.
Klopsztanga – miejsce spotkań
Klopsztanga w odróżnieniu do ławki przed blokiem była naszym miejscem spotkań. Na ławce rozmawiali dorośli, na trzepaku – dzieci. Klopsztanga i plac dookoła to była nasza konsola do gier. To trochę znamienne, że na moim starym osiedlu zmieniło się prawie wszystko – trawniki ładniejsze, plac zabaw z atestem UE, ławki odnowione. Tylko ta klopsztanga stoi…
Nie wiem, czy powinno nam być żal klopsztangi? Że stoi, że mało kto się nią interesuje? Że role, które kiedyś pełniła są teraz tylko w naszych wspomnieniach i to jeszcze bardzo niewyraźnych? Zastanawiam się, bo tego nie wiem, czy klopsztangi buduje się na nowych osiedlach? Czy współczesna myśl architektoniczna uwzględnia tak prozaiczną czynność jak trzepanie dywanu?
Czy ktoś z Was trzepie jeszcze dywany?
Ten wpis jest pierwszym felietonem z serii śląska rzecz, w których opisywać będę przedmioty i miejsca, które kojarzą mi się ze Śląskiem.
Chcesz dowiadywać się jako pierwszy o nowych wpisach? Zapisz się do newslettera poniżej:
fot. Barbara Maliszewska (Own work) [CC BY-SA 3.0 pl], via Wikimedia Commons
tepichi
Fajny pomysł. A klopsztanga pamiyntom. Siedzieli my na nij durch i bez przerwy :) Miola tysiące zastosowań. Ale najważniejsze było to , że skupiala wokół siebie. Była to tym na placu czym jest rynek starego miasta. Była pretekstem by iść na plac, stanonc kole nij i na zicher ftoś zaroz prziloz.
To jest fajne porównanie klopsztanga – rynek. Coś w tym jest :)
A dziewczyny to jeszcze robiły przewrotki na klopsztandze a te mniej sprawne „kurczaki”. Fajnie było.
Jo przewrotki zrobić niy umioł :(
Kobelitki :)
Przewrotki były fajne, bo jak potem w liceum na wuefie musieli my je robić na ocena to wszystkie dziołchy umiały :) ciekawe, czy teraz dzieci w szkole muszą zaliczać przewrotki i jak im idzie… Jo mieszkałach w domku to my dywanów nie trzepali, za to mieli my super zabawa przy praniu ich na placu :D A klopsztanga była do zabawy :)
To jest piękna sprawa, że z jednym przedmiotem mamy tyle fajnych wspomnień z dzieciństwa :)
U mnie na placu stoi klopsztanga, kole koszów na śmieci, pamiętam jak przed świętami w zimie wfoś zawsze trzepoł, my się bawili na ni, skokali, zwisali, nawet pamiętom na niektórych placach były bardziej nowoczesne z takich dwóch ramion połączonych na dole kółkiem, siadało się wtedy w tym kółku i osprawiało kule to boły czasy