Zastanawiałem się dzisiaj gdzie jest moje serce? Czy na Śląsku czy w Tatrach? A może zostawiłem je w walijskich górach? Na krymskich skałach? W białoruskim lesie? Na izraelskiej pustyni? W tureckim meczecie? Na palestyńskim bazarze? W słoweńskiej dolinie? Na gruzińskiej plaży?
Czyż miłość do Ziemi nie jest uczuciem na wskroś nieracjonalnym? A może powinniśmy raczej nazwać uczuciem platonicznym? Przecież Ziemia nie wie, co do niej czujemy, nie odwzajemni ciepłego słowa, nie przytuli, nie pocałuje. Ziemia wymaga. I to niemało. Słyszeliśmy o wojnach, konfliktach, w których ludzie z własnej i nieprzymuszonej woli oddawali swe najlepsze lata życia aby stanąć w Jej obronie. Co przez dziesięciolecia oferowała Ziemia u nas, na Śląsku? Tylko pot oraz znój. I pracę, która młodo zabijała.
Stojąc w tych wszystkich pięknych miejscach czuję się zazwyczaj jak uchodźca na ziemi niczyjej. To przerażające uczucie, gdyż mógłbym rozbić się na środku i rozpocząć fascynującą przygodę budowania wszystkiego od podstaw. Dlaczego zatem oglądam się wstecz na Czarną Krainę Węgla i pozostaję jej wierny? Co takiego jest w Kobiecie, że mężczyzna mając nieograniczone pole wyboru, pozostaje przy tej jednej? O ironio! Miłość zaczyna się wówczas gdy poznaję i akceptuję Jej wady. Stoję pośrodku i wiem, że pokochałem ułomności Ziemi. Czy racjonalniej nie byłoby uciec?
Niektórzy twierdzą, że podróż zmienia perspektywę. Kiedyś łudziłem się, że tak jest. Nigdy nie wróciłem odmieniony, jednak zafascynowany – owszem. Czy twierdząc za Tischnerem, nie zostaliśmy ofiarami nieznanego nam dotąd lęku – lęku przed wolnością? Czy wmówiono nam, że celem naszego życia jest stabilizacja, podczas gdy najwspanialsze i najwznioślejsze osiągnięcia dokonywali ludzie, którzy nie szli po przetartych ścieżkach. Dlatego właśnie z powszechnym niezrozumieniem spotykają się wszelkiej maści himalaiści, wizjonerzy, odkrywcy, którzy postrzegani są jako szaleńcy, a w rzeczywistości poszukują własnej wolności.
Stałem pośrodku ciemnego parku. Stałem i chciałem trochę zmoknąć. Zastanawiałem się wówczas, czy to, że urodziłem się w Mikołowie, a nie w maleńkiej wiosce gdzieś pomiędzy Snowdonem a Cadair Idris w północnej Walii to najzwyklejszy zbieg okoliczności? Dlaczego wciąż jeżdżę i szukam Tego miejsca? Czy znajdę kogoś, kto dotrzyma kroku?
A może moje serce jest tam, gdzie ja jestem?
fot. https://www.flickr.com/photos/forsycja/17189821368/ (CC BY 2.0)
Moim zdaniem „wszędzie dobrze, ale w doma najlepij” ;)
A może Twój dom jest tam, gdzie serce? ;-)
Więc wychodzi na to, że wszędzie :D
Tam gdzie się człowiek urodzi i wychowa zostaje na zawsze w pamięci i w podświadomości. Bo czym można wytłumaczyć moje sny w których- jeśli śni mi się dom i to co robię dzisiaj – to jest to mieszkanie w którym się wychowałam i nie mieszkam w nim od przeszło 26 lat …
Moim zdaniem serce myślącego i zdolnego do refleksji człowieka jest tam, z czym się identyfikuje. Niekoniecznie musi to być miejsce urodzenia czy wychowania. To takie miejsce, o którym w każdej chwili moge powiedzieć, że „jest moje”. Są ludzie, którzy nigdzie nie są „u siebie”, są tacy którzy nie akceptuja miejsca, w którym żyją a mimo to nie dokonują żadnej zmiany i jest mi ich wszystkich bardzo żal. Moje serce jest tam gdzie moje miejsce, czyli tutaj. Nieważne czy jest tu obiektywnie pięknie czy nie. Ważne, że to moje miejsce.
Mądre. Można stwierdzić zatem, że jest to akt subiektywnego wyboru, który każdy sam musi dokonać.
Chyba żaden z Twoich tekstów nie podoba mi się tak bardzo, jak ten właśnie…Pięć lat mieszkałam w Katowicach. Początkowa niechęć do Śląska zmieniała się w stopniową akceptację, jednak muszę szczerze przyznać, że przez całe 5 lat uciekałam z tego miasta i nigdy nie czułam w sercu, że to moje miejsce. Po pięciu latach wróciłam w rodzinne strony, w spokojne, rzec można mocno prowincjonalne Beskidy. Tutaj mam moją przestrzeń wolności . Lasy, pola, łąki. Świadomość, że mogę wyjść z domu i z dala od zgiełku chłonąć świat takim, jakim go Bóg stworzył…, że mogę spakować plecak i niespotkawszy niemal nikogo wędrować cały dzień i szukać siebie samej. I choć ciągnie mnie w nieznane i nowe…dalej, wyżej…, to wiem, że jakaś siła zawsze po krótszym czy dłuższym czasie będzie zwracać moje stopy w stronę miejsca, w którym się urodziłam.
Dziękuję Ci za miłe słowa! Myślę, że nasze miejsce jest tam, gdzie nasze serce. Ciebie ciągnie w Beskidy – cieszę się bardzo, że tam znalazłaś siebie. Może kiedyś powiemy sobie „dzień dobry” na szlaku :)