W skrócie:
- Prawica nie ma pomysłu na “zagospodarowanie” potrzeb etnicznych Ślązaków
- Ślązacy są odporni na nachalny i propolski patriotyzm w wydaniu tak zwanych konserwatystów z koalicji rządzącej
- Duża część Górnoślązaków uważa, że powstaniom śląskim bliżej do bratobójczej walki lub wojny domowej, niż do narodowego zrywu
- Jedynym prawicowym politykiem, który rozumiał konieczność prawnej ochrony języka śląskiego był Piotr Spyra
- “Kajś” Rokity jest zachęceniem do dyskusji, lecz nie zmieni nastawienia prawicowych decydentów do Śląska
Poniższy artykuł jest polemiką do artykułu Zbigniewa Przybyłki pt. “Nike dla „Kajś” Zbigniewa Rokity. Prawica musi się obudzić, a tożsamość śląska to nie jest tylko Szczepan Twardoch” opublikowanym na stronie Klubu Jagiellońskiego.
Nie mogę przejść obojętnie obok artykułu napisanego przez Zbigniewa Przybyłkę. Mimo, że felieton został napisany przez konserwatystę dla środowiska prawicowego, a ja sam uważam się za liberała – chciałabym dodać kilka słów od siebie.
Uważam, że śląska tożsamość nie tylko może, ale powinna stać się przedmiotem ponadpolitycznej i ponadświatopoglądowej dyskusji. Mogłoby to mieć miejsce w sytuacji gdy zarówno liberałowie i konserwatyści zeszliby ze swoich okopanych pozycji i byliby w stanie wspólnie wypracować rozwiązania korzystne dla Ślązaków, którzy to – jak powtarzają jedni i drudzy – są dla nich ważni.
W czasie brutalnej wojny polsko-polskiej być może to właśnie śląska tożsamość i próba znalezienia wspólnego konsensusu byłaby tematem politycznej zgody, a nie kolejnej bitwy, której ofiarami są – jak to zazwyczaj bywa – zwykli obywatele.
Urojona tożsamość Ślązaków
Jako Ślązak nie poczuwający się do kulturowego związku z narodem polskim, trudno mam zrozumieć postawę prawicy i tak zwanych “konserwatystów” z partii rządzącej, którzy niejako uważają, że konsekwentne negowanie istnienia ogromnej rzeszy obywateli deklarujących narodowość śląską sprawi, że w jakiś cudowny sposób „nawrócą się oni” i zrozumieją, że ich tożsamość jest wyłącznie urojeniem.
Odnoszę wrażenie, że doskonałym przykładem polskiej myśli prawicowej na Śląsku jest postawa posłanki PiS Barbary Dziuk. Swoimi barwnymi i łagodnie mówiąc kontrowersyjnymi komentarzami dotyczącymi śląskiej tożsamości i języka śląskiego jest bardziej radykalna od prawicowych publicystów pozycjonujących się najbardziej na prawo. W 2018 roku posłanka Dziuk stwierdziła na sejmowej mównicy, że przyjęcie ustawy w sprawie uznania mowy śląskiej za język regionalny miałoby wywołać wojnę na Śląsku. Innym zaś razem Barbara Dziuk kpiła sobie, iż zna profesorów, którzy uważają, jakoby istnieje język bytomski i jednocześnie twierdziła, że musimy wlać więcej merytoryki w region śląski. W 2018 roku Dziuk w wywiadzie dla Frondy starała się odpowiedzieć na pytanie, czy Śląsk jest śląski czy polski? Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że odpowiedzi posłanki były kalką postu użytkownika jednego z forów internetowych o tematyce historycznej.
Nie odbierając Dziuk prawa do własnych opinii, nawet tych najbardziej kontrowersyjnych, zastanawiam się, na ile jest to przemyślana strategia komunikacyjna obozu prawicy. Wszak tyrady posłanki są najczęściej wypowiadane w Radiu Piekary, w mieście gdzie dokładnie 36,5% mieszkańców zadeklarowało narodowość śląską.
Efekty konserwatywnej szarży
Mając na uwadze nieustanne ignorowanie postulatów śląskich działaczy przez polską prawicę, nasuwa mi się pytanie – czy negowanie istnienia narodu śląskiego i przeciwstawianie tej koncepcji z tezą, że Ślązacy to Polacy, a historia Śląska jest zbieżna z historią Polski przynosi jakiekolwiek efekty? Śmiem wątpić.
Aby nie być gołosłownym, wystarczy przypomnieć o obchodach 100-lecia Powstań Śląskich, które nie wzbudziły szczególnego zainteresowania mieszkańców regionu. Powiedzieć, że daleko im było do fety corocznych obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego, to jakby nie powiedzieć nic. W moim odczuciu, mimo nachalnej i propolskiej propagandy Ślązacy “nie kupili” narracji, jakoby powstania śląskie były wspaniałym i patriotycznym zrywem, a sam lud górnośląski tęsknił do Matki – Polski. Mówiąc dobitniej – większość Ślązaków nie wzięła udziału w wydarzeniach związanych z obchodami 100-lecia Powstań Śląskich, ponieważ promowana idea była dla nich zupełnie obca.
Miałem wrażenie, że najbardziej zaangażowanymi w celebrację rocznicy powstań i jednocześnie uczestnikami tych wydarzeń byli politycy szczebla wojewódzkiego, chcący dobrze wypaść przed ich kolegami z krajowej polityki. Nie wydaje mi się, aby kolejne lata paździerzowego, nachalnego i propolskiego patriotyzmu mogły zmienić cokolwiek w stosunku Ślązaków do polskiej narracji. Kolejny raz zapomniano, że nie wystarczy skopiować pewnych schematów organizacyjnych, aby uczynić rocznicę ważnego wydarzenia interesującą dla ogółu. Czy konserwatyści tego chcą, czy nie – Ślązacy przeżywają patriotyzm na swój specyficzny sposób.
Warto napisać to wprost – duża część Górnoślązaków uważa, że powstaniom śląskim bliżej do bratobójczej walki lub wojny domowej, niż do narodowego zrywu. Nie ma w tym nic dziwnego – konflikt zbrojny w latach 1919–1921 dzielił rodziny nie tylko politycznie, ale także militarnie. Należy pamiętać także o skutkach społecznych i ekonomicznych powstań dla terenu Górnego Śląska. Granice ustanowione po trzecim powstaniu śląskim nie tylko przecinały rodziny ale cały organizm gospodarczy, który przecież wcześniej funkcjonował jako jedna spójna całość. Optyka powstań jest na Górnym Śląsku diametralnie inna, niż w pozostałej części Polski. Zdaniem dra Sebastiana Rosenbauma to dopiero wojewoda śląski Michał Grażyński w latach 1926-1939 sprawił, że powstania śląskie wspinano w ciąg polskich zrywów insurekcyjnych.
Jestem w stanie wyobrazić sobie zorganizowanie obchodów rocznicy powstań bez zbędnego nadęcia, przy jednoczesnym respektowaniu odmiennych interpretacji owego wydarzenia historycznego. Niech przykładem dojrzałości i odpowiedzialności za słowa będzie chociażby rezolucja opolskiego sejmiku w sprawie powstań śląskich z 2019 roku czy też podobna rezolucja sejmiku śląskiego z 2016 roku (notabene przyjęta także głosami radnych z ramienia PIS).
Czy lewica zagospodaruje głosy Górnoślązaków?
Czy oddanie przez prawicę walkowerem pola liberałom i lewicy – jak pisał Przybyłka – oznacza, że partie liberalne mogą liczyć na głos narodowych i etnicznych Ślązaków, skoro PiS nie spełnia ich tożsamościowych oczekiwań? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Rację miał Zbigniew Rokita, który w polemice do jednego z moich artykułów stwierdził, że nie kwestie tożsamościowe, a socjalne wydają się dla Ślązaków priorytetowe. Prawdopodobnie jest to powód, dla którego w powiatach tradycyjnie śląskich Prawo i Sprawiedliwość ma stosunkowo wysokie poparcie.
Swoistym paradoksem jest fakt, że wielu Ślązaków w wyborach krajowych oddaje swój głos na partię, która de facto jest wobec nich wrogo nastawiona.
Uważam jednocześnie, że próba oparcia śląskiej tożsamości tylko i wyłącznie na partiach liberalnych i lewicowych może być, patrząc długoterminowo, czymś bardzo niebezpiecznym. Efekt podobnego lecz odwrotnego zabiegu obserwujemy obecnie, gdy “konserwatyści” z koalicji rządzącej odbierają prawo do własnego patriotyzmu osobom mającym odmienne poglądy, czego egzemplifikację mamy możliwość codziennie oglądać w głównym wydaniu Wiadomości TVP. Naturalnym zjawiskiem jest, że osoby o podobnej tożsamości mogą mieć odmienne zapatrywania polityczne i społeczne. Nie zgadzając się z prawdziwymi konserwatystami w wielu fundamentalnych kwestiach, uważam, że ostatecznie każdemu z nas zależy na dobru jednostki, a przede wszystkim wspólnoty.
Opierając śląskość na jakiejkolwiek opcji politycznej lub światopoglądowej moglibyśmy fałszywie założyć, że Ślązacy są czymś w rodzaju społecznego i kulturowego monolitu. A przecież Ślązacy, jak każdy naród, są podzieleni w tym, w co wierzą i jakich wyborów dokonują przy urnie. Moim marzeniem byłoby stworzenie górnośląskich, regionalnych partii różniących się realizowanym programem politycznym, ale wspólnie działających na rzecz śląskiej narodowości i kultury.
Głos konserwatysty wołającego na pustyni
Dla równowagi warto przypomnieć, że wśród prawicowych polityków są i tacy, którzy widzą i rozumieją postulaty Ślązaków. Były już polityk Piotr Spyra jest jednym z niewielu przedstawicieli konserwatywnego nurtu, który rozumiał, że dalsze ignorowanie aspiracji Ślązaków nie ma sensu. Spyra jest jednym z założycieli ruchu “Polski Śląsk”, a także byłym wicewojewodą śląskim z ramienia Platformy Obywatelskiej, a następnie członkiem Porozumienia Jarosława Gowina. Podczas pełnienia funkcji wojewody dał się poznać jako jeden z najbardziej zagorzałych przeciwników koalicji PO-PSL z Ruchem Autonomii Śląska, która rządziła województwem śląskim przez niemal dwie kadencje.
Przy diametralnej różnicy poglądów w sprawie śląskiej narodowości i historii, Piotr Spyra, podobnie jak i ja, uważał, że śląski etnolekt należy objąć pewną formą prawnej ochrony. Dziwi mnie, że jedynie były wicewojewoda śląski dostrzegał konieczność ujęcia w ramy prawne języka Górnoślązaków. Być może osobiste doświadczenia Spyry były w tym pomocne, wszak sam jest on Ślązakiem – Polakiem, posługującym się śląską mową na co dzień. Niestety historia pokazała, że jego głos był za mało słyszalny.
Paradoksy konserwatystów
Stosunek konserwatystów do kultury Górnego Śląska nurtuje mnie – liberała – najbardziej. Dlaczego konserwatyści, którzy z natury powinni bronić dziedzictwa przodków uważają, że mowę mieszkańców Górnego Śląska należy promować tylko w ludycznym i przaśnym wydaniu, a nie chronić i wspierać jej wyższe aspiracje? Zdaje sobie sprawę, że trywializuję – ale dlaczego rymowanki o górnikach recytowane przez dzieci na szkolnym apelu wzbudzają podziw, a próby unormowania i ujednolicenia śląskiej mowy, tak aby język śląski mógłby być nauczany przez przyszłe pokolenia, uznaje się za pewnego rodzaju zamach na jednolitość państwa polskiego? Czy konserwatyści nie powinni stać na stanowisku, że wraz ze śmiercią ostatniego użytkownika śląskiego języka państwo polskie starci ogromne dziedzictwo, z którego jak powtarzają, są tak bardzo dumni? Czym język kaszubski różni się od języka śląskiego, że ten pierwszy może liczyć na wsparcie państwa, a drugi już nie?
Odpowiedź na powyższe pytania pozostawiam Szanownym Czytelnikom.
Pozostając w temacie języka śląskiego chciałbym podkreślić jedną, niezwykle istotną rzecz. Uznanie śląskiego za język regionalny jest obecnie tylko i wyłącznie decyzją polityczną. Dalsze przerzucanie się językoznawczymi lub socjologicznymi opracowaniami jest pozbawione sensu, gdyż każda ze stron sporu politycznego jest w stanie znaleźć argumenty naukowe na potwierdzenie swoich poglądów.
Podczas otwarcia Campusu Polska Przyszłości Donald Tusk udzielił Ślązakom lekcji realizmu politycznego. Przypomniał on, że w 2005 roku wraz z innymi pięcioma Kaszubami w sejmie i senacie uzyskali dla kaszubskiego status języka regionalnego. Stwierdził dalej, że to sami Ślązacy muszą zbudować polityczne lobby w polskim parlamencie i przekonać resztę polityków do uznania śląskiego za język regionalny. Z nutką złośliwości przyznać muszę byłemu premierowi rację. Kaszubi mieli swojego Donalda Tuska na którego mogli liczyć, Ślązacy natomiast mają Mateusza Morawieckiego wybranego przez nich samych z katowickiej listy wyborczej.
Kajś jako przedsionek inkluzywności
Last but not least – warto odnieść się do książki “Kajś” autorstwa Zbigniewa Rokity. To otrzymanie nagrody Nike przez Rokitę za książkę traktująca o Śląsku, stało się zalążkiem do dyskusji na temat postrzegania śląskiej tożsamości, prowadzonej na łamach Klubu Jagiellońskiego. W moim felietonie pt. „Nike Zbigniewa Rokity może uczynić Śląsk bardziej inkluzywnym” napisałem, że podwójna nagroda Nike zdobyta przez Zbigniewa Rokitę może sprawić, że śląskość stanie się bardziej inkluzywna i atrakcyjna nie tylko dla autochtonów, ale także dla osób spoza Śląska oraz, że Rokita stworzył ponadnarodową opowieść obejmującą problemy nie tylko mniejszości, ale także i większości. To właśnie w uniwersalności śląskości tkwi wartość „Kajś”.
Wyzwanie stworzenia śląskości jako inkluzywności, stojące przed Ślązakami, należy przepracować we własnym – regionalnym gronie. Nie uważam bynajmniej, że książka Rokity diametralnie zmieni nastawienie do Śląska “prawicowych decydentów”. Nie mam pojęcia ile egzemplarzy Kajś rozdał europoseł Kohut politykom koalicji rządzącej. Mogę jedynie przypuszczać, że całkiem sporo. Pytaniem otwartym pozostaje – czy któryś z nich w ogóle przeczytał chociażby fragment. Tego się raczej nie dowiemy. Przestrzegałbym jednocześnie przed poglądem, że książka Rokity jest remedium na wszystkie problemy związane ze Śląskiem. To jedynie wyimek dłuższej debaty, którą mam nadzieję, właśnie rozpoczęliśmy.
Krystian Maj/KPRM | CC BY-NC-ND 2.0 | flickr.com
Panie Łukaszu, Śląsk z natury rzeczy jest konserwatywny a nie „postępowy”. Gdyby był „postępowy”, dawno by go nie było, bynajmniej w takiej postaci jak jest, z Jego kulturą i językiem.
Proponuję nie liczyć na „lewicę”, która kiedyś wspierała biednych chłopów i robotników, a później do nich strzelała. Teraz zabrała się za obronę „inaczej kochających”, żeby ich plecach dojść do władzy, a los tych obecnie bronionych będzie analogiczny do losu chłopów i robotników.
Popełnił Pan kardynalny błąd w założeniu.
PiS (post-PPSowska lewica) przyporządkował Pan konserwatyzmowi, prawicy ogólnie.
Do argumentu przedmówcy (p. Henryk Mościbrodzki) dodam jeszcze, że lewica obdarzyła Ukraińców „własną” republiką, by potem ich zagłodzić.
I tak bedzie ze Ślazakami.
Niezależnie czy będzie to lewica narodowosocjalistyczna (PiS), czy marksistowska.
Za „małolata” wszystkie te patriotyczne prawicowe idee chwytały mnie za serce, a potem zacząłem się interesować historią Górnego Śląska. Prawda, której wcześniej nie znałem odmieniła moje poglądy w znacznym stopniu.
Choć w wielu kwestiach (szczególnie gospodarczych) nadal bliżej mi do prawej strony to ze względu na odkrytą w sobie śląskość stoję przy okazji każdych wyborów przed sporym dylematem. Powód wskazany jest powyżej, wśród polskiej prawicy nie ma nikogo kto otwarcie uznawałby śląskie aspiracje i byłby otwarty na dyskusję w kwestii śląskiej tożsamości. Jedynym rozpoznawalnym politykiem, który w ogóle nawiązywał w przeszłości do śląskiej wolności był Janusz Korwin-Mikke. Był on także uczestnikiem Marszu na Zgodę. Problem w tym, że Korwin-Mikkemu chodziło tylko i wyłącznie o wolność gospodarczą, byłby w stanie oddać więcej władzy samorządom, ale nigdy publicznie nie uznał śląskich aspiracji narodowych. Biorąc pod uwagę jego lekko mówiąc egzotyczne poglądy i skandaliczne wypowiedzi nigdy nie miał on szans na zdobycie większego poparcia wśród Ślązaków.
Wygląda więc na to, że po prawej stronie polskiej sceny politycznej szybko nie pojawi się jakikolwiek poważny przedstawiciel reprezentujący Ślązaków. Na tyle jednak daleko mi do lewicowych polityków, że nie wyobrażam sobie głosowania za tą właśnie opcją…
Czytom to wszystko i tak sie zastanowiom czemu ktos mo za nos cos robic. Lewica czy prawica czy ” tylownica ”
Tu chodzi o nasze sprawy i to my powinni byc ta ” przodownica ” i wychodzic do przodu z tym co do nos wazne.
Juz kiedys zech napisol ze ” polonizowanie Slaska ” bylo tak skuteczne ze nawet Slonzok czy Slazoczka z dziada i pradziada po tym wszystkim poczuli sie po latach uczenia sie ” narzuconej i zaklamanej histori ” o naszym regionie i o nos samych , bardzi polscy niz nie jeden nie ” polonizowany ” polok z innego regionu.
To ten narzucony patriotyzm doprowadziol do tego ze nasi zostawali a ci inni masowo wyjezdzali do holandi , do angli czy irlandi.
Ilu Slazokow to zrobilo ?
Za malo jest naszego patriotyzmu lokalnego i dlatego ktos mo za nos rozwiazywac nasze problemy ?
Bycie Slonzokiem bylo kiedys bycie dumnym czlowiekiem a teraz z ty dumy nie wiele zostalo.
Prawicy trafiło się jak przysłowiowej kurze, nie dosyć, że trzeci rok z rzędu świętują stulecie, to jeszcze w przyszłym roku będą świętować stulecie „przyłączenia”, a w 2023 r. 150 – tą rocznicę urodzin Korfantego. Piyńć roków jubla podrząd, taki zufal sie im rychło nie trafi.. A na lewicę i Tuska nie liczmy, bo oni w temacie naszych śląskich spraw swoje przysłowiowe 5 minut już mieli i zrobili to samo co prawica. Prawda jest taka, że łatwiej uznać język mikroskopijnej mniejszości /nie ujmując nic Kaszubom/, niż największej, poza Polakami, narodowości w Polsce. Tak będzie dotąd do kiedy te kwestie nie będą regulowane na poziomie. UE.
„Ein Volk, ein Reich, ein Führer’ czy „jeden naród, jedno państwo, jeden wódz”. Ten cytat leży u podstaw polskiego „patriotyzmu”. Faszyzm w Polsce trwa od 1926 i jak dotąd ma się dobrze. Nie mam żadnej wątpliwości, że państwo polskie w obecnym kształcie nie będzie tolerowało Ślązaków inaczej jak renegatów. Mój ojciec urodził się w śląskiej rodzinie. Nie mówił po polsku do czasu, jak w 1923 nie poszedł do szkoły w Królewskiej Hucie. Pamiętam go jako „polskiego patrioty”, tak został indoktrynowany przez przedwojenną szkołę. W czasie wojny był w wehrmachcie i dopiero pod koniec życia spostrzegł, że przedwojenny system i wojenny faszyzm to to samo g..no. Skoro to trwa już sto lat, nie mam wątpliwości, że Polacy nie zrezygnują z ignorowania naszej tożsamości, bo to, sądząc po przypadku mojego ojca, działa. Zaznaczam, że mój ojciec był mądrym człowiekiem. Niezależnie od tego czy rządzi lewica, centrum czy prawica, Polska będzie wroga nam, Ślązakom.
Zasadniczy błąd w założeniach jest taki: dla prawicy (jakkolwiek by definiować tę prawicę) Ślązacy są niedobrzy, dla lewicy nie. Pamiętam, że kiedy trwało zbieranie podpisów pod obywatelskim projektem zmiany ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych zwróciłem się z prośbą o podpisanie listy do przedstawicieli różnych partii politycznych – od lewa do prawa. Nie zgodził się NIKT.
Zgadzam się z Andrzejem. Ślązacy są inną nacją i inaczej postrzegają „życie” Dlatego autonomia, lub zerwanie z Warszawą. Na tzw ziemiach wyzyskanych większość ludzi tam mieszkających też nie chcą mieć kontaktów z warszawką. Język ten sam, ale inny naród. Ślązacy nie powin i wierzyć nikomu, bo każdego można kupić – Kałuża, oszukać wszyscy. Gdzie tylko możliwe Ślązacy powinni podkreślać swoją inność, zwyczajami, językiem i postèpowaniem.
Autonomia jest ogromnym błędem, nawet nie wiesz co piszesz
Śląskość jest obok lub ponad poglądami politycznymi czy religijnymi. To inna kategoria, inny zbiór. Jako sojuszników politycznych należy szukać ludzi wrażliwych na „regionalność”.
Wystarczyło by wziąść przykład z naszych ślonskich „braci” mieszkających w Republice Czeskiej. Można uczyć się od nich ślonskiego patriotyzmu i ukochania swojej ślonskiej ojczyzny. Do dzisiaj i zawsze mowią: Ja nie Czech, Ja Ślonzok. Za ich przykładem nie wstydzić się naszego pochodzenia mówmy: Ja nie Polak, Ja Ślonzok. Kochajmy nasza ślonską ojczyzne i róbmy wszystko, żeby naszym potomnym pozostawić dziedzictwo w kulturze, naszym języku, sztuce i własnym życiu. Żeby nie wstydzili się własnej ślonskiej ojczyzny i swoich przodków.
Czy Śląsk jest obecnie polski czy nie, najlepiej widać po wynikach Narodowego Spisu Powszechnego z 2011 roku (dokładne wyniki spisu z 2021 nie są jeszcze znane dlatego podaję z 2011). A więc tak… Łącznie na terenie Śląska mieszkało 8,57 mln ludzi. W tej grupie, 847 tysięcy osób zadeklarowało przynależność do śląskiej tożsamości i śląskiej grupy etnicznej. 431 tysiecy z nich podało równocześnie przynależność do polskiego narodu. Zaledwie 376 tysięcy mieszkańców Śląska podało śląskość jako jedyną grupę etniczną, z którą się identyfikują. Ile to jest procent całego, ponad 8,5 milionowego Śląska? Odpowiadam: tacy ludzie stanowią zaledwie 4,5% Ślaska. Oznacza to ni mniej ni więcej, że 95% osób mieszkających na Śląsku to Polacy lub Ślązacy i Polacy w jednym, którym polski Śląsk nie przeszkadza. Śląsk jest pięknym, słowiańskim regionem Rzeczypospolitej Polskiej. Jestem za tym by chronić regionalną śląską mowę i kulturę, ale nie można pobłażać wszelkiej maści ruchom separatystycznym finansowanym z Niemiec. Śląsk jest częścią Polski i tak pozostanie.